Taka analogia (nie lubię, ale trudno), mamy dwóch poetow zabiegających o wdzięki wyjątkowo pięknej i chętnej niewiasty.
Bliźniacy.
Jeden z nich zna 400.000 słów i preczytał w życiu 20 tysi książek.
Drugi zna 36 słów z czego 12 to przekleństwa.
Który napisze ładniejszy wierszyk?
Pewnie, być może drugi trafi na genialne połączenie, np.
kurczę, laska, jakaś fajna
chodź tu zara, będzie jazda
ale raczej będzie to przypadkowa, jednorazowa rzecz.
I z harmonią jest to samo. Im więcej się umie, tym łatwiej jest dobrać różne ładne rzeczy do konkretnego numeru.
Harmonia na basie jest wbrew pozorom bardzo trudna - im niżej, tym bardziej trzeba uważać z interwałami. Gitarzysta grając nad gotową harmonią może (o ile wie co robi) sobie na raz kłaść dowolne kwarty, tercje, seksty, natomiast w basie niskie G zagrane na raz przy pianiście grającym Em nie kończy się zbyt dobrze (co ty tam, ogórze, grasz?) w ładniejszych gatunkach muzycznych. Nie dość, że trzeba bardzo dokładnie wiedzieć KIEDY można sobie na jakie dźwięki pozwolić, to jeszcze do tego brać pod uwagę w jakim rejestrze są.
I ciężko to zrobić, jeśli się nie zna składników danego akordu i nie ma się świadomości, które z nich będą pasować, a które nie. Oczywiście, można oprzeć się o prymy, septymy i kwinty i zagrać tak 500 koncertów - czasami to jednak za mało.
Jeśli się wie dużo, można bez problemu upraszczać, wybierać najlepsze elementy i dostosować się do danej stylistyki bardzo dokładnie. Odwrotnie to już nie działa - jak nie wie się nic, to trudno to z biegu rozbudować gdy przyjdzie taka potrzeba. Mnie prywatnie denerwuje, że słyszę co chcę zagrać, mam pomysł, ale nie potrafię tego z biegu zrobić i muszę w domu szukać nutek. Dlatego uczę się harmonii - głównie budowy akordów, ogrywam je w przewrotach od jakiegoś czasu, na całym gryfie, do skutku. Idzie strasznie powoli, ale idzie. Dajcie mi jeszcze z 25 lat...
Bliźniacy.
Jeden z nich zna 400.000 słów i preczytał w życiu 20 tysi książek.
Drugi zna 36 słów z czego 12 to przekleństwa.
Który napisze ładniejszy wierszyk?
Pewnie, być może drugi trafi na genialne połączenie, np.
kurczę, laska, jakaś fajna
chodź tu zara, będzie jazda
ale raczej będzie to przypadkowa, jednorazowa rzecz.
I z harmonią jest to samo. Im więcej się umie, tym łatwiej jest dobrać różne ładne rzeczy do konkretnego numeru.
Harmonia na basie jest wbrew pozorom bardzo trudna - im niżej, tym bardziej trzeba uważać z interwałami. Gitarzysta grając nad gotową harmonią może (o ile wie co robi) sobie na raz kłaść dowolne kwarty, tercje, seksty, natomiast w basie niskie G zagrane na raz przy pianiście grającym Em nie kończy się zbyt dobrze (co ty tam, ogórze, grasz?) w ładniejszych gatunkach muzycznych. Nie dość, że trzeba bardzo dokładnie wiedzieć KIEDY można sobie na jakie dźwięki pozwolić, to jeszcze do tego brać pod uwagę w jakim rejestrze są.
I ciężko to zrobić, jeśli się nie zna składników danego akordu i nie ma się świadomości, które z nich będą pasować, a które nie. Oczywiście, można oprzeć się o prymy, septymy i kwinty i zagrać tak 500 koncertów - czasami to jednak za mało.
Jeśli się wie dużo, można bez problemu upraszczać, wybierać najlepsze elementy i dostosować się do danej stylistyki bardzo dokładnie. Odwrotnie to już nie działa - jak nie wie się nic, to trudno to z biegu rozbudować gdy przyjdzie taka potrzeba. Mnie prywatnie denerwuje, że słyszę co chcę zagrać, mam pomysł, ale nie potrafię tego z biegu zrobić i muszę w domu szukać nutek. Dlatego uczę się harmonii - głównie budowy akordów, ogrywam je w przewrotach od jakiegoś czasu, na całym gryfie, do skutku. Idzie strasznie powoli, ale idzie. Dajcie mi jeszcze z 25 lat...