Z innej beczki.
Do słuchania muzy z komórki długi czas kupowałem pchelki na kablu. Chuj mnie z nimi strzelał, bo nawet jak wydałem na nie stówę, to jack zawsze się albo wyłamywał, albo kabel przy jacku puszczał, albo puszczały gumki. Do tego cholera mnie strzelała z tym, że, żeby komfortowo czegoś posłuchać, należało nakurwiać sobie decybelami w uszy - nawet przy dokanałówkach.
Nie było to zdrowe ani dla portfela, ani dla ucha.
W roku ubiegłym zrobiłem research i postanowiłem sobie kupić coś z aktywnym tłumieniem, bez kabli. Pchełki odpadały, bo te z active noise cancelling zwykle miały jakiś dodatkowy pierdolnik na kablu. Więc olać, nauszniki. Pierwsze kupiłem Sennheisery PXC 550. Niestety, są przekombinowane. Znam ludzi, którym się sprawdzają i działają. Mają fajne patenty, dobre EQ, grają przyzwoicie. Fajna jest regulacja głośności na panelu dotykowym na słuchawce.
Fajne też, w teorii, jest automatyczne wyłączanie po zdjęciu z głowy, a nie przyciskiem. Tylko wadą jest to, że ta opcja nie ma manual override. Po roku zaczęły mi się losowo wyłączać. Na początku co parę dni. Wystarczyło by zdjąć je z głowy, obrócić na pałąku (czujnik przełącznika oparty na jakichś magnesach chujemuje jest na pałąku i jak odwracamy słuchawki do pozycji transportowej, na płasko, to wyłącza zasilanie). Niestety, chuj wie, czy to mój egzemplarz, czy tak mają - zaczęły wyłączać się i włączać co 3 sekundy. Nie mam siły na zmaganie się z reklamacją, poguglowałem po zachodnich opiniach, piszą, że problem jest nagminny - więc zacząłem szukać alternatywy.
Zobaczyłem, że mocno spadła (z 1599 na 1079) cena Bose QC35 II. I teraz je testuję. Sennheisery mają trochę inaczej wystrojone aktywne tłumienie, bo lepiej izolują od nagłych peaków. Ale do tłumienia monotonnego, ciągłego hałasu do Bose nie mają startu. No i QC 35 II ma jeszcze jedną zaletę - cała obsługa jest z przycisków - póki co nie widzę punktów gdzie mogłyby się spierdzielić. Co prawda nie mają tak rozbudowanych opcji kształtowania brzmienia jak Sennheisery, ale noise cancelling w pełni to rekompensuje. Wydaje mi się też, że w Bose ciut krócej niż w Sennheiserach trzyma bateria, ale da się z tym żyć. Zdecydowanie lepiej za to rozmawia się w nich niż w PXC 550 przez telefon.
Może to komuś pomoże w procesie decyzyjnym.
Jak te słuchawki grają to kwestia wtórna. Bluetooth z telefonu nigdy nie będzie HiFi. Więc nad brzmieniem się nie rozpisuje. Wydaje mi się, że PXC550 miały ciut więcej werwy, ale Bose mam od miesiąca dopiero, więc pewnie muszą się jeszcze wygrzać.
Meanwhile, mam teraz rozkminę na słuchawki do grania na basie. I Beyerdynamici DT770 kuszą mnie bardzo.
Do słuchania muzy z komórki długi czas kupowałem pchelki na kablu. Chuj mnie z nimi strzelał, bo nawet jak wydałem na nie stówę, to jack zawsze się albo wyłamywał, albo kabel przy jacku puszczał, albo puszczały gumki. Do tego cholera mnie strzelała z tym, że, żeby komfortowo czegoś posłuchać, należało nakurwiać sobie decybelami w uszy - nawet przy dokanałówkach.
Nie było to zdrowe ani dla portfela, ani dla ucha.
W roku ubiegłym zrobiłem research i postanowiłem sobie kupić coś z aktywnym tłumieniem, bez kabli. Pchełki odpadały, bo te z active noise cancelling zwykle miały jakiś dodatkowy pierdolnik na kablu. Więc olać, nauszniki. Pierwsze kupiłem Sennheisery PXC 550. Niestety, są przekombinowane. Znam ludzi, którym się sprawdzają i działają. Mają fajne patenty, dobre EQ, grają przyzwoicie. Fajna jest regulacja głośności na panelu dotykowym na słuchawce.
Fajne też, w teorii, jest automatyczne wyłączanie po zdjęciu z głowy, a nie przyciskiem. Tylko wadą jest to, że ta opcja nie ma manual override. Po roku zaczęły mi się losowo wyłączać. Na początku co parę dni. Wystarczyło by zdjąć je z głowy, obrócić na pałąku (czujnik przełącznika oparty na jakichś magnesach chujemuje jest na pałąku i jak odwracamy słuchawki do pozycji transportowej, na płasko, to wyłącza zasilanie). Niestety, chuj wie, czy to mój egzemplarz, czy tak mają - zaczęły wyłączać się i włączać co 3 sekundy. Nie mam siły na zmaganie się z reklamacją, poguglowałem po zachodnich opiniach, piszą, że problem jest nagminny - więc zacząłem szukać alternatywy.
Zobaczyłem, że mocno spadła (z 1599 na 1079) cena Bose QC35 II. I teraz je testuję. Sennheisery mają trochę inaczej wystrojone aktywne tłumienie, bo lepiej izolują od nagłych peaków. Ale do tłumienia monotonnego, ciągłego hałasu do Bose nie mają startu. No i QC 35 II ma jeszcze jedną zaletę - cała obsługa jest z przycisków - póki co nie widzę punktów gdzie mogłyby się spierdzielić. Co prawda nie mają tak rozbudowanych opcji kształtowania brzmienia jak Sennheisery, ale noise cancelling w pełni to rekompensuje. Wydaje mi się też, że w Bose ciut krócej niż w Sennheiserach trzyma bateria, ale da się z tym żyć. Zdecydowanie lepiej za to rozmawia się w nich niż w PXC 550 przez telefon.
Może to komuś pomoże w procesie decyzyjnym.
Jak te słuchawki grają to kwestia wtórna. Bluetooth z telefonu nigdy nie będzie HiFi. Więc nad brzmieniem się nie rozpisuje. Wydaje mi się, że PXC550 miały ciut więcej werwy, ale Bose mam od miesiąca dopiero, więc pewnie muszą się jeszcze wygrzać.
Meanwhile, mam teraz rozkminę na słuchawki do grania na basie. I Beyerdynamici DT770 kuszą mnie bardzo.
Obrazki
Krzywe ręce -> płaskie struny -> stara przeciętna gitara -> jeszcze starszy wzmacniacz -> beznadziejna kolumna
Krzywe ręce -> płaskie struny -> stara przeciętna gitara -> jeszcze starszy wzmacniacz -> beznadziejna kolumna