Ja tam coraz mniejszą uwagę przywiązuję do testów, w których gość nie ma ewidentnie brzmienia w palcach. Można tak pogrążyć dowolny sprzęt. Jako przykład podam jeszcze raz moje początku z basem po wielu latach przerwy. Kupiłem se G&La. Wpiąłem interfejs audio - brzmiał bajka. Poszedłem do Bassmentu, gdzie pracował Basstard. Jak na nim huknął, to dopiero usłyszałem, jak ten bas zajebiście może brzmieć. Poszedłem potem do Nexusa na szlif progów. Wpiąłem się w jego Edena, a potem w Phil Jones Bass kombo. Brzmiało to nieźle. Za moment bas w ręce wziął Kobylski i aż potem nie mogłem wstać, tak mnie przytłoczyła różnica w brzmieniu.
Wniosek jest prosty: jak ktoś nie umie grać (nie chodzi o wirtuozerię, ale chodzi o jakąś pewność w wydobywaniu dźwięków z instrumentu), to takie prezentacje można sobie w buty wpakować. Słychać, że gość kręci gałkami, ale jak brzmi wzmak? Cholera wie
Jest tam drugi pacjent - taki nieco już łysawy z kręconymi krótkimi włosami. Ten brzmi zupełnie inaczej i jego testy coś tam mówią.
Wniosek jest prosty: jak ktoś nie umie grać (nie chodzi o wirtuozerię, ale chodzi o jakąś pewność w wydobywaniu dźwięków z instrumentu), to takie prezentacje można sobie w buty wpakować. Słychać, że gość kręci gałkami, ale jak brzmi wzmak? Cholera wie
Jest tam drugi pacjent - taki nieco już łysawy z kręconymi krótkimi włosami. Ten brzmi zupełnie inaczej i jego testy coś tam mówią.
Gram na nerwach.