Lokalna niemoc twórcza i organizacyjna - co zrobić żeby grać ?
#14
Groza praktycznie wyczerpał temat. Kalisz to niby duże miasto, bardzo blisko Ostrowa - kolejnego dość dużego i ciekawego miasta, ale niewiele się tu dzieje muzycznie. Rozmiary Kalisza są na tyle "do ogarnięcia", że praktycznie każdy z nas każdego.
Nie tyle jeśli chodzi o młodzież do 20 roku życia, ale "średnia" i "stara" gwardia zna się na tyle dobrze, że każdy może coś tam o drugim powiedzieć.

Z tej właśnie średniej i starej gwardii zostali tylko ci, którym naprawdę się chciało.
Chciało się wydawać 50-100-300 zł miesięcznie na próby z bardziej lub mniej chujowymi składami, jeździć na próby, kupować sprzęt i po prostu grać zamiast stękać jak jest źle. Zacięcie i pokora - w odpowiednich dawkach.

Pierwszy bas, jolanę disco, pożyczyłem w styczniu 2001 roku. Pierwszy koncert zagrałem jesienią 2006.
Przez ten czas była bardziej lub mniej przykładna nauka i tułanie się od składu do składu - zazwyczaj rekordem kapeli w których grałem między 2001 a 2005 rokiem było sklecenie 3-4 utworów. Nigdy z żadnym składem nie zaszedłem dalej, nigdy też nie było pełnego i stałego skład.

Jakoś na początku 2006 była jedna wielka szansa. Prócz zapału do poważnego poświęcenia się muzyce brakowało mi jeszcze umiejętności - zrobiliśmy jeden numer i wyleciałem po 4 miesiącach grania z legendą lokalnej sceny muzycznej. Niestety, za głupi byłem żeby wynieść z tego lekcję. Pewnie dlatego, że od razu przygarnął nie drugi dość znany w okolicy i doświadczony skład.

Lekko ze mną nie mieli. Zrywałem się z prób, nie przyjeżdżałem jak mi się nie chciało, wolno uczyłem się materiału. Później zaczęły się koncerty i zacząłem się w końcu muzycznie rozwijać. Nie tylko umiejętności i obycie ze sceną, ale i charakter (31 godzin bez snu, z koncertem gdzieś w połowie, a ostatnie 11 za kierownicą samochodu - to twarda i niestety niebezpieczna lekcja).
Po paru latach grania koncertów na zlotach motocyklowych i klubach w całej Polsce stwierdziłem, że ciągłe granie w kółko tego samego (i to cudzego) materiału już mnie nie kręci, a ciągłe szaleńcze trasy męczą. Trzeba robić coś więcej niż tylko odgrywać czyjeś kawałki i walczyć o każdą możliwą kasiorę. Odszedłem.

Dołączyłem do kapeli, która próbowała wrócić do grania po 15-20 latach przerwy. Sekcja odpadła, więc był wakat i znajomy ze sklepu muzycznego mnie namówił. Wspaniała atmosfera, pełen luz, trudna muzyka i... oświecenie, że tak naprawdę nic nie umiem zagrać, nic nie umiem wymyślić. Udało się jakoś prześlizgać i mnie nie wywalili Wink
Pół roku prób z zarąbistym wokalem (teksty i melodie powstawały równo z riffami, przy pierwszym zagraniu nowego pomysłu już w trakcie grania powstawał i był śpiewany tekst!!), później choroba gardła, pół roku czekania aż wokal wyzdrowieje, poszukiwania nowego wokalu, pół roku grania z nowym wokalem i czekanie aż się zaklimatyzuje - nic z tego, kolejna zmiana wokalu, kolejne pół roku. I chociaż w tym czasie miałem WIELE wątpliwości i trzy małe "skoki w bok" to nigdy nie opuściłem próby z powodu który brzmi "nie chce mi się" czy "nie ma sensu". Jak nie było auta to jeździłem motocyklem (trzymając na kolanach twardy futerał z basem), po operacjach kiedy nie byłem w stanie jeszcze przejść samodzielnie kilkunastu metrów - wozili mnie na próby, na których skręcałem się z bólu bo kręgosłup po miesiącu leżenia nie był przyzwyczajony do pozycji siedzącej. Skoki w bok tylko utwierdziły mnie, że nie mam szans na znalezienie składu, który da mi więcej satysfakcji.

Po jakichś 3 latach zagraliśmy pierwszy koncert koncert. Najlepszy jaki kiedykolwiek zagrałem, a świadomość że mogliśmy go zagrać jeszcze lepiej (bo nie wszystko poszło jak trzeba) tylko mnie nakręciła bardziej do grania!

Po tym cholernie długim wstępie w stylu "wzruszyła mnie twoja historia" chciałem podsumować. Nie będzie dobrego zespołu:

- kiedy nie ma chemii między ludźmi
- kiedy muzykom brakuje pokory i samodyscypliny
- kiedy jest parcie na wielką sławę, podbój świata i kasiorę

Nie ma opcji żeby coś wyszło, kiedy ludzie nie potrafią ze sobą spędzać czasu poza graniem, kiedy każdy uważa że jest zajebisty i olewa próby, kiedy chce się za wszelką cenę zaistnieć i zarabiać nie inwestując ani czasu ani kasy.

Odpowiedzią na lokalną niemoc moim zdaniem jest:
- pokora i samodyscyplina.

Ludzi się znajdzie, parcie na wielką sławę i podbój świata mija z doświadczeniem ale bez pokory, szacunku do tego co robi zespół i samodyscypliny nie ma szans na dobre granie.

Historie ludzi, którzy zaczynali wtedy kiedy ja albo i wcześniej i grają do dziś są bardzo podobne do mojej. Nie ma grania bez poświęceń i nie ma szans by się poświęcać tylko wtedy kiedy ma się na to ochotę Wink
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Lokalna niemoc twórcza i organizacyjna - co zrobić żeby grać ? - przez mazdah - 10-07-2011, 01:53 PM

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości