10-07-2011, 10:36 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-07-2011, 10:40 PM przez paluch1986.)
U mnie w mieście też wszyscy grajkowie się znają, każdy z każdym praktycznie coś grał (nawet 2-3 basistów na raz ze sobą
) Mi się regularnie składy kończyły po 1.5 roku, chociaż z czasem robiło się jeszcze krócej
Póki co odchodziłem zawsze ja, albo się sypało samo:
- pierwszy skład: coś się kleiło nawet na początku, próby w mdk, w pewnym momencie salę prób zrobiliśmy u mnie w domu, było miejsce sprzęt itd. Tyle że z całego zespołu na próbie byłem ja i gitarzysta. Gitarzysta poszedł gdzie indziej (teraz już nie gra, a szkoda bo konsekwentnie ćwiczył na gitarze, dążył do czystości dźwięków i szkolenia się), ja stwierdziłem że "chędożę".
- drugi skład: dołączyłem do gotowego, ludzie wspaniali, przyjaciele do dziś, materiał szedł dosyć sprawnie i szybko, nastąpiła różnica zdań na temat czy pchamy dalej kapelę, gramy coś poza miastem. Ci co chcieli bardziej coś działać (w tym ja) poszli sobie
- trzeci skład: tu było bardziej profesjonalnie, jakieś zaplecze marketingowe nawet było, potencjał był, się zmarnował przez przespanie i się w sumie samo sypnęło.
- czwarty skład: alkoholizm to zło... zwłaszcza u osoby nakręcającej resztę do działania, nie polecam nigdy takiej konfiguracji.
Obecnie gram w 3 składach, czy dla poklasku? Może bardziej dla chęci zrobienia wreszcie czegoś sensownego. Nie wiem ile z którym składem się zrobi, ale póki co sprawia mi to przyjemność, w każdym jest trochę inaczej, chociaż wygrana w jakimś lokalnym konkursie/przeglądzie jakoś przestaje na mnie robić wrażenie (lepsze wrażenie chyba obecnie robi granie sztuki dla aż 4 osób
).
Edyta: przyczyny niechęci? chyba charakter, jedni lepiej rządzą inni lepiej dają sobą rządzić i robią co im inni każą. Pozostaje kwestia kto silniejszy wpływ wywiera (rodzice/mąż/żona/dzieci/osoby z zespołu/koledzy/koleżanki).


- pierwszy skład: coś się kleiło nawet na początku, próby w mdk, w pewnym momencie salę prób zrobiliśmy u mnie w domu, było miejsce sprzęt itd. Tyle że z całego zespołu na próbie byłem ja i gitarzysta. Gitarzysta poszedł gdzie indziej (teraz już nie gra, a szkoda bo konsekwentnie ćwiczył na gitarze, dążył do czystości dźwięków i szkolenia się), ja stwierdziłem że "chędożę".
- drugi skład: dołączyłem do gotowego, ludzie wspaniali, przyjaciele do dziś, materiał szedł dosyć sprawnie i szybko, nastąpiła różnica zdań na temat czy pchamy dalej kapelę, gramy coś poza miastem. Ci co chcieli bardziej coś działać (w tym ja) poszli sobie
- trzeci skład: tu było bardziej profesjonalnie, jakieś zaplecze marketingowe nawet było, potencjał był, się zmarnował przez przespanie i się w sumie samo sypnęło.
- czwarty skład: alkoholizm to zło... zwłaszcza u osoby nakręcającej resztę do działania, nie polecam nigdy takiej konfiguracji.
Obecnie gram w 3 składach, czy dla poklasku? Może bardziej dla chęci zrobienia wreszcie czegoś sensownego. Nie wiem ile z którym składem się zrobi, ale póki co sprawia mi to przyjemność, w każdym jest trochę inaczej, chociaż wygrana w jakimś lokalnym konkursie/przeglądzie jakoś przestaje na mnie robić wrażenie (lepsze wrażenie chyba obecnie robi granie sztuki dla aż 4 osób

Edyta: przyczyny niechęci? chyba charakter, jedni lepiej rządzą inni lepiej dają sobą rządzić i robią co im inni każą. Pozostaje kwestia kto silniejszy wpływ wywiera (rodzice/mąż/żona/dzieci/osoby z zespołu/koledzy/koleżanki).