Widzę, że bezsensowne pitolenie między utworami to dosyć popularny temat...
Zakwas - Mnie najbardziej dobija, jak chcę coś powiedzieć, lub nastroić/przestroić instrument, a bębniarz akurat napierdala z całej siły solo życia, patrząc się na mnie tępym wzrokiem szaleńca. Mówisz do gościa, aby przestał, a on nie reaguje - masakra.
Mazdah - Co do prób sekcji, to uważam to za bardzo dobry sposób na ogranie bębnów z basem. Można wtedy dopracować dokładnie każde uderzenie i akcent. Nie wyklucza to rozwoju improwizacji i wzajemnego reagowania na siebie podczas standardowej próby lub koncertu, a wręcz bardzo pomaga. Moim zdaniem, jeżeli basista z bębniarzem nadają na tych samych falach i "czują się", to zyskuje na tym cała kapela. Sekcja w "Toto" jest tego świetnym przykładem - znakomity feeling i time.
Dobry pomysł z tworzeniem nowości na początku próby. U nas często odkłada się to na koniec. Często po trzykrotnym przegraniu starego materiału, nic już nowego nie wychodzi. Czasem wynika to z ogólnego przemęczenia hałasem, a niekiedy z nadmiernej ilości bursztynowego napoju we krwi. ;)
Barabas - Też czasem się spotykamy bez wokalu. Można się wtedy bardziej skupić na stronie instrumentalnej utworów. Wokalista jest happy, bo często przychodzi na gotowe. ;)
Uważam, że ogromny wpływ na atmosferę na próbie i pozytywna energię ma też wystrój i klimat pomieszczenia, w którym gramy. Od pewnego czasu mam komfort posiadania własnej salki, także wiem co mówię. :) Najgorzej wspominam bujanie się z kapelą po salach prób typu 20 zł/h, lub współdzielenie pomieszczenia z innymi kapelami (ogromne źródło problemów i dziwnych akcji).
Zakwas - Mnie najbardziej dobija, jak chcę coś powiedzieć, lub nastroić/przestroić instrument, a bębniarz akurat napierdala z całej siły solo życia, patrząc się na mnie tępym wzrokiem szaleńca. Mówisz do gościa, aby przestał, a on nie reaguje - masakra.
Mazdah - Co do prób sekcji, to uważam to za bardzo dobry sposób na ogranie bębnów z basem. Można wtedy dopracować dokładnie każde uderzenie i akcent. Nie wyklucza to rozwoju improwizacji i wzajemnego reagowania na siebie podczas standardowej próby lub koncertu, a wręcz bardzo pomaga. Moim zdaniem, jeżeli basista z bębniarzem nadają na tych samych falach i "czują się", to zyskuje na tym cała kapela. Sekcja w "Toto" jest tego świetnym przykładem - znakomity feeling i time.
Dobry pomysł z tworzeniem nowości na początku próby. U nas często odkłada się to na koniec. Często po trzykrotnym przegraniu starego materiału, nic już nowego nie wychodzi. Czasem wynika to z ogólnego przemęczenia hałasem, a niekiedy z nadmiernej ilości bursztynowego napoju we krwi. ;)
Barabas - Też czasem się spotykamy bez wokalu. Można się wtedy bardziej skupić na stronie instrumentalnej utworów. Wokalista jest happy, bo często przychodzi na gotowe. ;)
Uważam, że ogromny wpływ na atmosferę na próbie i pozytywna energię ma też wystrój i klimat pomieszczenia, w którym gramy. Od pewnego czasu mam komfort posiadania własnej salki, także wiem co mówię. :) Najgorzej wspominam bujanie się z kapelą po salach prób typu 20 zł/h, lub współdzielenie pomieszczenia z innymi kapelami (ogromne źródło problemów i dziwnych akcji).
Rickenbacker B-HOOD
Rickenbacker 4003 2011, Vox Standard Bass 1982 -> Ampeg V4B AV -> Soundman BS-215
Rickenbacker 4003 2011, Vox Standard Bass 1982 -> Ampeg V4B AV -> Soundman BS-215