Albert bardzo mądrze prawi.
Nie czarujmy się - zespołów w polsce jest BARDZO dużo. Trzeba się niestety liczyć, z tym że albo się włoży tyle pracy co najlepsi, albo nie będzie się miało najlepszych efektów.
Każdemu polecam przygodę pt. do 25 roku życia pojeżdżę sobie po kraju wozem ukradzionym z firmy ojca, ponapierdalam riffy, wypiję hektar wódki i będę na jakimś zadupiu do piątej rano gadał z przypadkowym Ślązakiem o hendrixie. Dopóki jest na to czas i pieniądze jest to świetna sprawa. Żałuję, że zacząłem grać dosyć późno - miałbym nie 120 anegdot zaczynających się od "kompletnie napierdoleni..." tylko trzysta.
Natomiast każdego w końcu dopada tzw. "dorosłe" życie - od pewnego momentu trzeba się liczyć z tym, że albo będzie to praca jak każda inna, albo zaakceptować, że jest to hobby i jako takie traktować. Jak zaczyna się traktowanie sprawy na prawdę poważnie, kluczowe i najważniejsze jest zadawanie sobie na każdym kroku pytania:
"a może po prostu gram/gramy chujowo i nikt tego nie chce słuchać?"
ja wiem, że to niemiłe i cyniczne, ale albo się znajdzie odpowiedź na to samemu, albo znajdą ją inni.
Sytuacja ekonomiczna jest taka a nie inna i jeśli już właściciel lokalu będzie chciał zapłacić za koncert prawdziwe pieniądze, to gwarantuję - będzie liczył każdą złotówkę i wyda ją wyłącznie na absolutnie topowe bandy które zagwarantują frekwencję.
Obecnie w naszym kraju nikt nie zainwestuje w nieznany zespół - każdy kto zagrał w polsce więcej niż 50 koncertów dokładnie wie o czym mówię. I to nie kwestia spisku i ogólnego kurestwa połączonego z buractwem, tylko tego, że mało kto chodzi na koncerty a lokale zazwyczaj stąpają po b. cienkim lodzie finansowym. Do tego - zespołów jest dużo. Bardzo, bardzo dużo. Większość NIESTETY zgadza się na granie za grosze / za darmo.
Podsumowując - po pierwsze, niezależnie od promocji na iPady, w naszym kraju jest obecnie dosyć słabo, po drugie sami sobie trochę zepsuliśmy rynek koncertowy. W tej sytuacji udana trasa koncertowa to na prawdę duże osiągnięcie a nie norma.
Ja widzę dwie opcje - albo akceptuje się status muzyka hobbysty żyjącego w Polsce AD 2013, albo ciągnie się do najwyższego możliwego w naszym kraju poziomu - pod względem wykonu, wizerunku, sprzętu, zacięcia biznesowego. Słyszałem, że najgorsze jest pierwsze 20 lat...
Nie czarujmy się - zespołów w polsce jest BARDZO dużo. Trzeba się niestety liczyć, z tym że albo się włoży tyle pracy co najlepsi, albo nie będzie się miało najlepszych efektów.
Każdemu polecam przygodę pt. do 25 roku życia pojeżdżę sobie po kraju wozem ukradzionym z firmy ojca, ponapierdalam riffy, wypiję hektar wódki i będę na jakimś zadupiu do piątej rano gadał z przypadkowym Ślązakiem o hendrixie. Dopóki jest na to czas i pieniądze jest to świetna sprawa. Żałuję, że zacząłem grać dosyć późno - miałbym nie 120 anegdot zaczynających się od "kompletnie napierdoleni..." tylko trzysta.
Natomiast każdego w końcu dopada tzw. "dorosłe" życie - od pewnego momentu trzeba się liczyć z tym, że albo będzie to praca jak każda inna, albo zaakceptować, że jest to hobby i jako takie traktować. Jak zaczyna się traktowanie sprawy na prawdę poważnie, kluczowe i najważniejsze jest zadawanie sobie na każdym kroku pytania:
"a może po prostu gram/gramy chujowo i nikt tego nie chce słuchać?"
ja wiem, że to niemiłe i cyniczne, ale albo się znajdzie odpowiedź na to samemu, albo znajdą ją inni.
Sytuacja ekonomiczna jest taka a nie inna i jeśli już właściciel lokalu będzie chciał zapłacić za koncert prawdziwe pieniądze, to gwarantuję - będzie liczył każdą złotówkę i wyda ją wyłącznie na absolutnie topowe bandy które zagwarantują frekwencję.
Obecnie w naszym kraju nikt nie zainwestuje w nieznany zespół - każdy kto zagrał w polsce więcej niż 50 koncertów dokładnie wie o czym mówię. I to nie kwestia spisku i ogólnego kurestwa połączonego z buractwem, tylko tego, że mało kto chodzi na koncerty a lokale zazwyczaj stąpają po b. cienkim lodzie finansowym. Do tego - zespołów jest dużo. Bardzo, bardzo dużo. Większość NIESTETY zgadza się na granie za grosze / za darmo.
Podsumowując - po pierwsze, niezależnie od promocji na iPady, w naszym kraju jest obecnie dosyć słabo, po drugie sami sobie trochę zepsuliśmy rynek koncertowy. W tej sytuacji udana trasa koncertowa to na prawdę duże osiągnięcie a nie norma.
Ja widzę dwie opcje - albo akceptuje się status muzyka hobbysty żyjącego w Polsce AD 2013, albo ciągnie się do najwyższego możliwego w naszym kraju poziomu - pod względem wykonu, wizerunku, sprzętu, zacięcia biznesowego. Słyszałem, że najgorsze jest pierwsze 20 lat...