Lokalna niemoc twórcza i organizacyjna - co zrobić żeby grać ?
#31
Mazdah Mam świadomość i chęci, jednak reszta kapeli też musi chcieć tak samo Wink
Odpowiedz
#32
(10-09-2011, 09:50 PM)Pecu napisał(a): No niestety nie do końca. Do jakiegoś tam popitolenia sobie to może i nie ma problemu, ale jako kapela o określonym profilu muzycznym, konkretnym celu i bardzo mocno określonych oczekiwaniach perkusisty jak znaleźć nie mogliśmy tak nie możemy dalej. Mimo tego, że jesteśmy tuż pod samą Warszawą.

Tak, ale to wynika jeszcze z czegoś innego - pałkerów jest nieporównywalnie mniej niż basistów. "Basistą" możesz zostać od podjęcia decyzji (7.00 rano) do pierwszej próby(19.00). Potem pociąg do dużego miasta: 1,5 h 20 zł, zakup zestawu bas-piec 400zł, powrót do domu 4h, 5 zł (na stopa, trzeba się zmieścić w zasiłku). Potem w domu 4godziny okładania kostką góra - dół pustej struny e. Zostać basistą cover bandu Slayera - bezceenne. Perkusista to jednak więcej detminacji, wydatków itp.

To może trochę banalne i głupie, ale wydaje mi się, że odpowiedź jest w tytule: "twórcza niemoc". Nie ma nic bardziej deprymującego niż granie.. złej, wtórnej, pretensjonalnej muzyki. Możesz spełnić wszystkie powyższe wymagania: ćwiczyć po 10 h na dobę, grać z ludźmi, którzy są twoimi przyjaciółmi, ale jeśli któryś z was nie posiada tej iskry, wszystko się wcześniej czy później wypala.
"Podstawową sprawą jest jednak to, żeby gitara basowa wisiała na jajach, jeśli ktoś wiesza sobie wiosło pod brodą jest dla mnie skończony." jj
Odpowiedz
#33
Jeszcze co do kwestii finansowych, zauważyłem że niektórzy młodzi muzycy bardziej patrzą na tą swoją twórczość przez pryzmat kasy niż starsi. Wiadomo że za darmo grać się nie powinno bo psuje się rynek zawodowcom, ale znam paru dwudziestolatków którzy zabrneli gdzieśw okolice disco polo żeby zarabiać. Młodzi, jak widzę, myślą często że to będzie sposób na życie, a niestety nie zawsze się to udaje. Stąd czasem niechęć do długotrwałego zaangażowania się, inwestowania w zespół, która to niechęć jest wynikiem wysokich oczekiwań na tym tle.
Widzę teraz nawet jak mój 20 letni bębniarz (student) patrzy na kasę. Akurat nie grozi nam że pieprznie wszystko i pójdzie grać za chlebem bo jest zaangażowany w projekt, ale jego stosunek do muzyki przez pryzmat pieniędzy jest bardziej życzeniowy niż mój i gitarzysto-wokalisty (ja mam 31 a on 41). My mamy z czego żyć i ta kwestia nas po prostu nie rozprasza.
(01-06-2012, 11:05 AM)miklo napisał(a): Jak muzyka płynie i włos się na mosznie stroszy, to nie ważny na czym i jak szybko grasz.

Odpowiedz
#34
Zależy to też jeszcze od tego ile kto zarabia (przy tych starszych), zwłaszcza w przeliczeniu na osobę w domu. Jak ktoś ma mało kasy z pracy to ma większe parcie na kasę z grania.
Odpowiedz
#35
cwiczyc cwiczyc i jeszcze raz cwiczyc, zeby czasu nie marnowac. uczyc sie troszke wiecej nie grania prym i pentatoniki Wink potem kupic looper i grac solo. tak to widze w polandowie poki co
Odpowiedz
#36
Bass solo to fajna i ciekawa rzecz. Tak maksymalnie przez 30 sekund ....

Wink
Odpowiedz
#37
(10-10-2011, 09:49 AM)mazdah napisał(a): Poza tym mam w sprzęcie jakieś 13 tysięcy i nadal planuję rozbudowę, bo to jeszcze nie jest to. W moim przypadku granie zarobkowe to będzie tylko "pomniejszanie strat" a nie zarabianie Wink
Masz CL'ke, Lodówke i Fendera z 75'?

Odpowiedz
#38
(10-10-2011, 12:32 PM)abc123 napisał(a): Masz CL'ke, Lodówke i Fendera z 75'?

Jeszcze nie. Chociaż wolałbym V4BH. I może 410HLF zamiast lodówki.
A starego Fendera nie chcę.
Odpowiedz
#39
Przypadkiem trafiłem na temat, to zrobię odkop po 4,5 roku Smile Ciekaw jestem, co się przez ten czas wydarzyło u forumowych weteranów w kwestii zespołowego grania.

Historyjka własna. Zacząłem granie prawie 20 lat temu od założenia własnej kapeli - tej na "W", co to jej nie poważaliście za bardzo Wink Założyłem ją z dobrymi kumplami - nie szło mi granie z obcymi ludźmi bo (a) kompletnie nic nie umiałem i (b) nie mogłem złapać z obcymi wspólnej fali. Więc zaczęło się od przyjaźni, wspólnych marzeń, szalonych imprez - zero spinki, zero zarobkowania itd. Just for fun.

Przez parę lat graliśmy sobie po piwnicach i garażach, co jakiś czas wpadały nieduże klubowe koncerty, tudzież spontaniczne akcje jak plener na trawniku między akademikami (duża publika, dużo piwa, straż miejska rozpędziła nas dopiero w trakcie ostatniego bisu). Nagraliśmy 2 koślawe demówki, piosenki leciały w studenckim radio, mieliśmy grupkę prawdziwych fanów - działo się. Otarliśmy się nawet o jakiś tam management i możliwość poważniejszego grania, ale z własnej głupoty zlekceważyliśmy sprawę. Na starcie dorosłego życia kapela się posypała - praktycznie każdy z nas wyjechał na jakiś czas za granicę, i to na zakładkę. Jeden na wiele lat za granicą został. Część dorobiła się żon i dzieci.

Ale pozostali 3 kochali muzykę i lubili swoje towarzystwo na gruncie muzykowania - więc przez wiele lat rypaliśmy w trójkę po godzinach dość regularnie, bez większej nadziei, że coś z tego będzie. Jak czwarty wrócił do kraju (ale nie do miasta), zmontowaliśmy materiał i kosztem wielu wyrzeczeń nagraliśmy płytę. Tę, co to ją na forum hejtowaliście Wink Wyszła, jak wyszła, ale poleciała w całości w radio, a 2 znamienitych redaktorów muzycznych bardzo ciepło się o niej wypowiedziało. Muza poszła w Internety, oprócz masy hejtu trafiły się bardzo dobre recenzje. Zagraliśmy finał WOŚP na krakowskim Rynku - zaczęło się znów coś dziać. Fakt, że znów był to restart i od zera, ale jakieś tam perspektywy się zarysowały. I co? Jeszcze przed wydaniem płyty jeden z kolegów w atmosferze awantury odszedł, bo chciał robić na muzyce zawodową karierę i pieniądze - choć ten zespół nie dawał na to żadnych szans. Ale on tego nie widział i próbował resztą chłopaków nieudolnie "zarządzać". Wieloletnie koleżeństwo poszło w pizdu. Nowy członek przez chwilę wypełnił lukę, ale na dłuższą metę okazał się za słaby i za mało pojętny. A dwaj pozostali chłopcy nie chcieli inwestować czasu ani pracy w rozwój kapeli. OK - grać próbę raz na kilka tygodni i co kwartał koncert (nie rozumieli, że w takich układach nikt na ten koncert nie przyjdzie - bo minęło kilkanaście lat i naszych starych fanów już nie ma, a nie zdobędziemy nowych leżąc i pachnąc). Robić nowe kawałki hobbystycznie dla siebie. Ale jakikolwiek wysiłek czy inwencja przy promocji i organizacji? Sam nie uciągnąłem, choć zapieprzałem ostro.

No to założyłem od zera kolejny zespół. Z ludźmi, których znałem - nie tak blisko, jak poprzednich, ale wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że są fajni i kompetentni. Tym się bardzo chce grać i mimo braku czasu z powodu rodzin i pracy przychodzimy na każdą próbę. Szukamy okazji do koncertowania, organizujemy imprezy - i wszyscy się tym jaramy jak dzieci. W miarę skromnych możliwości finansowych nagraliśmy przyzwoitą EP-kę na rozruch i zapieprzamy codziennie z gitarzystą-menedżerem jak osły, żeby kapela jakkolwiek zaistniała. A dwaj pozostali koledzy nie leżą i pachną, tylko grają, aranżują, śpiewają, wożą sprzęt na koncerty itd. W pół roku zdążyliśmy zagrać duże imprezy w najfajniejszych lokalnych klubach i - ponownie - na Rynku na WOŚP. Wielu ludziom przypadły nasze występy do gustu. Do momentu, w którym granie zacznie się nam zwracać (bo o zarabianiu można zapomnieć), jest jeszcze długa droga. Ale na razie nikt nie marudzi - bo coś się wreszcie dzieje i możemy robić to, co wszyscy kochamy. Grać.

Podsumowania nie będzie. Bo chyba widać, że wszystko zależy od skompletowania odpowiedniej ekipy. I od tego, żeby mieć wspólny, jasno zdefiniowany cel. Oraz marzenia połączone z realistycznym oglądem rzeczywistości i żmudną pracą u podstaw.
Odpowiedz
#40
Fajny wątek.

warstadt, napisałeś fajne rzeczy.
Odpowiedz
#41
Chyba i ja musze sie udzielic, bo zle sie dzieje. Oj, zle...

Najprostszy przyklad: przeprowadzilem sie do Wroclawia, ktory jest miastem duzym, zeby nie powiedziec, ze wielkim. Oczywiscie, byla to przeprowadzka ze wzgledu na prace. Jednak myslami wciaz krazylem wokol muzyki. Wydawalo mi sie, ze skoro jestem w duzym miescie, to i ludzi bedzie wiecej. Chetnych do grania wiec nie powinno brakowac. Rzeczywistosc jednak mnie zdeptala. Ogloszen na stronach o tematyce muzycznej jest tyle, co nic. Checi do grania u ludzi jest jeszcze mniej.

Od ponad pol roku szukam ekipy do skompletowania skladu i... Wciaz szukam.
Jak juz uda sie kogos znalezc, to po kilku dniach dostaja wiadomosc, ze "jednak mi sie nie chce". Poznalem ostatnio perkusiste, oczywiscie przez ogloszenia na pewnej stronie. Wyslalem mu numer do nauki, wszystko ladnie opisalem, pogadalismy telefonicznie i wszystko wydawalo sie byc w porzadku. Nagle facet przestal odbierac telefony ode mnie. Na maile czy sms'y rowniez nie odpisywal. Mysle sobie "nie, to nie". Ale jestem rozbity i cholernie chce znowu grac proby, koncerty... Zadzwonilem po tygodniu ciszy do faceta. Ku mojemu zdziwieniu odebral telefon. Tlumaczyl sie, ze zostawial go w pracy i dlatego nie odbieral (juz mi cos zaczelo smierdziec). Trudno, takie sytuacje sie zdarzaja, wiec powiedzmy, ze mu uwierzylem. Dogadalem sie co do proby, ustalem dzien i godzine. Musialem zarezerwowac sale (taka na godziny) i dograc to jeszcze z gitarzysta, ktorego w miedzyczasie znalazlem. Jaka byla moja radosc, znalazlem perkusiste i gitarzyste, ustalilem juz pierwsza probe zeby zobaczyc jak nam idzie granie razem, i co? I wszystko w pizdu! Dzien proby, wyslalem smsy z adresem sali i prosba o sms'a zwrotnego z potwierdzeniem. Wszystko wszystkim gralo, wiec i ja sie cieszylem. Godzina 20, czas na sali zaczal leciec, a i pieniadze tez (mielismy sie podzielic kosztami). Perkusisty nie bylo, telefonow nie odbieral, a co lepsze, moje polaczenia odrzucal. Na smsy rowniez nie odpisywal. Gitarzysta napisal kilka minut po 20tej, ze jednak wraca do starego zespolu. A ja siedzialem jak ten debil w pustej sali prob. Stracilem czas, pieniadze (bo sam musialem zaplacic za sale) i ochote. Znowu...

To jedna z wielu sytuacji jaka mi sie przytrafila, jesli chodzi o szukanie ludzi do skladu. I wiecie co? To jest chore! Kazdy chce grac, robic kariere, imprezowac, ale siedzac w miejscu na dupie. Z nosem w telefonie czy innym gownie. Mam sporo gotowego materialu i pewnie skonczy sie to tak, ze wynajme kumpli do nagrania plyty, a caly material puszcze w swiat via internet. Ale co to za granie, skoro to nie-granie?
Ja juz nie mam sily. Mam checi, nie szukam sobie wymowek i nie robie problemow. Oczekuje tylko powaznego podejscia, a nie dziecinady.
Odpowiedz
#42
(03-04-2016, 01:57 PM)Rawhead napisał(a): Najprostszy przyklad: (...)

Ja pierdolę, a miałem nie bluźnić...

W temacie: http://olszak.pl/smutek/
Odpowiedz
#43
Gadałem o tym z Wojtusiem wiele razy - mam dokładnie te same przemyślenia, napisałbym prawie to samo. Widzę bardzo bardzo dużo utalentowanych ludzi, ale bardzo mało naprawdę konkretnych UNIKALNYCH zespołów.

(03-04-2016, 01:57 PM)Rawhead napisał(a): Chyba i ja musze sie udzielic, bo zle sie dzieje. Oj, zle...

Aż tak to nigdy nie miałem. Masakra. Jaki to nurt muzyczny?
Odpowiedz
#44
(03-04-2016, 05:36 PM)groza napisał(a): Gadałem o tym z Wojtusiem wiele razy - mam dokładnie te same przemyślenia, napisałbym prawie to samo. Widzę bardzo bardzo dużo utalentowanych ludzi, ale bardzo mało naprawdę konkretnych UNIKALNYCH zespołów.

Unikalnych to jedno, ale zespołów, które chcą grać, są zdeterminowane, pracowite i nie chcą gwiazdki z nieba po trzecim zagranym koncercie dla 30 osób (w tym znajomi).
Odpowiedz
#45
(03-04-2016, 05:19 PM)zakwas napisał(a):
(03-04-2016, 01:57 PM)Rawhead napisał(a): Najprostszy przyklad: (...)

Ja pierdolę, a miałem nie bluźnić...

W temacie: http://olszak.pl/smutek/

przeczytałem na jednym wdechu, dla takiego leszcza jak ja jest to szczególnie interesujące, tylko mam jedno pozamerytoryczne "ale". strasznie wpienia mnie retoryka typu "to takie polskie" "my Polacy tak mamy" itp. niektórzy chyba serio uważają, że my jesteśmy jacyś ułomni, że mamy dodatkowy chromosom. no ja pierdykam.
no ale mniejsza z tym. co do uwag merytorycznych - to spełnienie trzech wymienionych w tekście warunków raczej nie wystarcza, no i z tym "świetnym tekstem" jako warunek konieczny to też nie jestem przekonany. no chyba, że "świetny" zamienilibyśmy po prostu na "chwytliwy"... ale i tak, wiele tzw. hitów ma wg mnie debilny tekst.
w trakcie czytania przemyśleń Wojtka Olszaka na myśl od razu przyszedł mi zespół Poluzjanci - jako ten, który wg mnie spełnia wszystkie trzy warunki z palcem w dupie. zajebiste kompozycje. wokal, wiadomo - Kuba Badach. teksty - uważam, że Janusz Onufrowicz wykonuje genialną robotę. no i co? no i niestety Poluzjanci nie są zbyt popularni.
po prostu wg mnie bardzo ważne jest szczęście. z tekstu wynika (a przynajmniej ja tak to zrozumiałem), że w 100% jesteśmy panami własnego losu, a to chyba jednak nie do końca tak.
W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości