Jojo. Przepraszam, nie miałem czasu by skończyć moje brednie.
Wymandrzałem się już o tym, że w idealnej sytuacji producent to taki pan co wie lepiej od zespołu co dla nich najlepsze, a realizator to taki pan co wyciąga z muzyka więcej niż on wie, że ma. I ostatni pan to taki hobbit co mieszka w piwnicy i przesuwa suwaki i kręci gałkami, a potem wszystko brzmi jak na ostatniej płycie Alter Bridge.
No własnie.
O ile w przypadku realizacji, produkcji większość z nas nie ma specjalnego pojęcia o tym, co tak na prawdę trzeba zrobić, o tyle - niestety - w przypadku miksów członkowie zespołu najczęściej stają się niesamowitymi wprost znawcami tematu, elitarną grupą specjalistów o finezji najlepszych na świecie winożłopów rozróżniających rodzaj deski z którego była zrobiona beczka na ten wyjątkowo podejrzany trunek. Jak jeszcze któryś ma kradzionego logica i "robi miksy" to już jest często kompletna kaplica.
A poważniej - Omson pyta jakie są sztuczki i kruczki. Sądzę, że każdy młodszy muzyk szuka tego typu informacji na przeróżnych forach internetowych, a następnie właśnie na etapie miksów dzieli się nimi z biednym hobbitem.
Z ręką na sercu, autentyczne prośby i zalecenia:
"Chciałbym by solo gitary było dużo bardziej punktowe, bliższe - teraz jest rozmyte. I musi być dużo, dużo więcej delaya."
"Z basu najlepiej wyciąć pasmo między 200 a 500Hz - całkowicie, do zera. Wtedy będzie piękny dół i selektywna góra"
"Stopę byśmy chcieli jak [nazwa numeru illusion], a werbel dokłądnie taki jak [nazwa numeru Anastazji]"
"Ten miks jest zdecydowanie za cichy, porównywałem z płytą Comy i tam jest dużo głośniej."
"Musi być więcej gitary, basu, perkusji, tylko żeby wokal koniecznie nie był ciszej"
itp. itd. Każdy realizator sądzę, że ma tego baaaardzo dużo w swoim tajnym notesiku.
Jednym słowem - oczekuje się rzeczy albo bezsensownych, albo kompletnie niemożliwych. Miks to nie jest etap kreacji brzmienia, nie zrobi się z byle jak nagranego precla za 800zł ryczącego potwora z płyty guano apes. Nie zrobi się z bębnów z garażu nagranych na 6 mikrofonów soundu na poziomie foo fighters. Miks to "niewielkie" ruchy składające wszystko do kupy i wyciągające to co najlepsze w nagranym materiale.
Ja wiem, że to są rzeczy niby oczywiste, ale wielu z nas wiele lat żyje w przekonaniu, że jest inaczej - czego dowodem są potworki, przetworzone, przekompresowane, striggerowane do momentu w którym z odległości kilometra brzmią jak ostatnia płyta [wstaw ulubiony zespół], a z bliska jak potworny mutant (mam wiele takich nagrań w swoim dorobku). Co natomiast najważniejsze - im bardziej ściemniamy, dopalamy, ratujemy, poprawiamy miksem, im więcej gra plugina, triggera a mniej faktycznie nagranego śladu, tym mniejszą mamy szansę na naukę, rozwój i to, że na kolejnych nagraniach zabrzmi 5 razy lepiej nie w wyniku nowej wersji Turbo Maximizera Ultra, tylko dlatego, że po prostu band zagra sprawniej.
Pomimo zarozumialstwa na poziomie "Yoda who?" nie uważam się za jakiegoś uzdolnionego muzyka, nie uważam też bym nagrał jakieś wyjątkowo zajebiste sztosy w swoim życiu. Jednym natomiast wydaje mi się, że wypada się pochwalić - praktycznie każde moje kolejne nagranie ma coraz mniej Akcji Plugin i coraz bliżej jest brzmienia które jest przy gołych ścieżkach ustawionych na 0. I prawie każde brzmi lepiej od poprzedniego, z brzmieniem basu włącznie - a ostatnią uwagę odnośnie brzmienia basu miałem bodajże w roku 2009
Miałem tez przyjemność słyszeć gołe, surowe ślady paru wybitnych wykonawców i przyznam, że za pierwszym razem nie mogłem uwierzyć, ze brzmi to aż tak dobrze i blisko finalnego miksu. Od tego czasu staram się zbliżyć do tego jak najbardziej, pomijając kwestię budżetu i funduszy których oczywiście nie mam. Od lat słucham wszystkiego co dają ludzie na forum i na facebooku i tego właśnie postępu często mi brakuje - bębniarz nigdy nie nauczy się tego, jak ważna jest artykulacja na werblu i dynamika w sytuacji w której na ostatnich pięciu demach robi za dawcę midi i blach i na wykresie zwrotka to taki sam prostokącik jak refren. Itp. Itd.
Kończąc zatem moje paplanie - najlepszą odpowiedzią na sztuczki i kruczki przy miksie jest granie do momentu w którym w ogóle nie są potrzebne i odkładanie kasy na realizatora/producenta który będzie doskonale wiedział co i jak przystawić do głośnika, by było zajebiście. Zdecydowanie wolę naturalne, tak sobie brzmiące nagranie zespołu w którym słyszę grający zespół, od tego samego nagrania po Akcji Plugin / To Się Wyciągnie. Bardzo wiele genialnych, pieknych i znakomitych płyt brzmi - generalnie - po prostu tak sobie, bez cudów - a słucha się ich z przyjemnością.
Brzmienie to chyba jednak mimo wszystko rzecz wtórna do dobrego numeru i charyzmatycznych wykonawców.
Żeby nie było, że tylko pierdolę głupoty:
TIPS&TRICKS z punktu widzenia miksowania gitary basowej.
1. Równie ważna jak tajmowa jest precyzja dynamiczna.
Random głośnościowy da się wyrównać kompresją, to nie problem bo bas i tak zazwyczaj w muzyce rockowej jest kompresowany bardzo mocno. Nie da się natomiast uratować randoma barwowego - bas to instrument z baaardzo szerokim zakresem barw i ten sam dźwięk zagrany lekko brzmi KOMPLETNIE inaczej od zagranego mocno.
Czyli jak na nagraniu bas czasami zanika, warto posłuchać czy to akurat nie są to te cztery uderzenia które przypadkowo zagraliśmy lżej i nie miały "klika" który jest wszędzie poza nimi i pod niego bas był miksowany.
Fajne ćwiczenie to Oooo oOoo ooOo oooO - itp itd.
2. Grubsze struny mają więcej dołu od cieńszych.
Znowu - jak jakaś zagrywka na np. strunie D ginie pod ścianą gitar, warto spróbować zagrać to samo na strunie A, albo E - samo w sobie będzie brzmieć "gorzej" (E na 17 progu? nigga please...), ale prawie na pewno będzie bliżej pasmowo do pozostałej, niższej części partii basu. Jak bas ma być basowy to to działa znakomicie.
Działa też w odwrotną stronę - jeśli nie robi się to za trudne technicznie to sprawdzam parę opcji i pytam reszty "ej, tak czy tak?".
3. Agresywne brzmienie nie znaczy mocna gra.
Dobrze ustawiony bas z relatywnie niską akcją ma taki punkt "mocy" w którym już się ładnie odzywa całym pasmem, z górką i lekkim chrzęstem i klikiem. Granie dużo mocniej od tego punktu IMO nie daje zbyt wiele a wpływa bardzo negatywnie na kontrolę nad instrumentem. Polecam na jotobe rig rundown z Billym Gibbonsem - jest to pięknie opisane.
Wiąże się to doskonale z:
4. Grasz rocka? Kup przester.
Nawet dosyć spore poziomy przesteru na basie wsiąkają w nagranie i w całości bas brzmi jak normalny, prawie czysty bas - za to dobrze ustawiony przester pięknie wyciąga środek, górę pasma i kompresuje - polecam w youtube wpisać "[nazwa zespołu] bass track solo" - są czasami fatalne, bzyczące, gówniane przestery które znając całe nagranie przyrzekłbym że są nagrane na czystej barwie.
5. Od tłumienia nieużywanych strun ważniejsze jest tylko tłumienie nieużywanych strun.
Grasz otwartą A na piątce? Nie ma powodu byś lewą i prawą ręką nie tłumił pozostałych strun. Bardzo, bardzo, bardzo wielu ludzi się na tym wykłada - przez co na nagraniu bas potem jest miksowany dosyć cicho, bo po prostu są dysonanse z wzbudzoną otwartą struną - po skompresowaniu jest to na prawdę bardzo wyraźne. Dotyczy zwłaszcza basu pięciostrunowego.
6. Bas w rocku nie może być idealnie równy i czysty.
Dużo charakteru basowego leży w slajdach, lekko brzęczących strunach, klekocie - solo to potrafi brzmieć bardzo niechlujnie, ale często własnie tym się wybije i będzie ładnym uzupełnieniem dla dolnego pasma i gitar. Oczywiście łatwo przesadzić.
Trochę dalej jest taki patent, że jak się chce bas wyraźnie słyszalny to warto nie grać dokładnie tego samego co gitara - czasami właśnie wystarczy dodanie slajda, zagranie jakiejś nutki w innej oktawie, pominięcie albo dodanie jakiejś 16tki. Zadziała to chyba lepiej od zmiany pickupów.
CDN, spadam na próbę.