Lokalna niemoc twórcza i organizacyjna - co zrobić żeby grać ?
#1
Do założenia tego wątku zachęciły mnie przemyślenia z ostatniego czasu a dotyczą one pewnej niemocy, która charakterystyczna jest dla mniejszych, lokalnych środowisk muzycznych.
Zastanawiam się dlaczego kolejne podejmowane projekty prawie zawsze okazują się niewypałami. Dlaczego tylu muzyków charakteryzuje się słomianym zapałem lub niekonsekwencją, niezorganizowaniem ? Gdzie tkwi przyczyna ,że pomimo tego iż się ćwiczy i zgłasza chęć angażu do różnych gigów nadal siedzi się w domu na dupie? Gdy zostaje podjęty projekt własnego składu aby wreszcie coś zrobić - nie ma chętnych na skompletowanie całego zestawu muzyków ? To o czym piszę dotyczy konkretnie mnie, tego co obserwuję w środowisku muz. Zielonej Góry, ale nie chcę aby było odbierane jako użalanie się. Warto zastanowić się nad tym w szerszym kontekście.
Nie każdy z nas tutaj na forum mieszka w dużym ośrodku typu W-wa, Kraków. Wszędzie jednak istnieje jakieś grono ludzi grających. Cały czas zastanawiam się jak ruszyć z czymkolwiek, ale do tego też potrzebni są pełni zaangażowania ludzie i co najważniejsze, nie nastawieni tylko na przygotowane na szybkie, okazjonalne joby .
Granie muzyki wiąże się nie tylko z umiejętnościami, ale też odpowiednim nastawieniem, a to czasem ciężko jest połączyć.
Lekcje gry na gitarze basowej - stacjonarnie i online. Dołącz do tysięcy zadowolonych klientów. Już dziś powiedz "tak" swej przyszłości! Smile 
e-mail: mgmg@poczta.onet.pl 
Odpowiedz
#2
Zawsze wychodziłem z założenia, ze zespoł to ludzie nie tylko połączeni pasją muzyki, ale rowniez związani ze sobą na innych plaszczyznach. W zespole, w którym gram znamy sie od kilkunastu lat i wlasnie dlatego, chociaz wydajemy dopiero 3 materiał, dalej gramy razem. Przewinąłem sie przez kilka składów, jednak bez wiekszego efektu wlasnie z tej przyczyny, ze nie było miedzyludzkiej chemii.

Zespoł muzyczny moze przetrwac tylko wtedy, gdy graja w nim przyjaciele, lub gdy zarabia pieniadze. Tego nauczylem sie przez lata grania i jak na razie zadnych wyjatkow nie spotkałem.
outreband.com

Odpowiedz
#3
Artyści, są - z całym szacunkiem - bandą aroganckich idiotów. Nie chce im się, nie mają pokory i nie potrafią trzeźwo ocenić swoich umiejętności.

Jak mi jeden forumowicz kiedyś napisał, że nie ma gdzie grać a chwilę potem, że on pierdoli płacić 50zł miesięcznie by grać w chujowym składzie i jeździć na próby to przez pół roku nie mogłem wyjść z podziwu.

Wydaje mi się, że trzeba x lat przekopać się przez takie chujowe składy by po pierwsze dowiedzieć się czego się w sumie chce, a po drugie by zobaczyć, że praca przynosi rezultaty i każda gwiazda dzisiejsza zaczynała dokładnie jako taki chujowy skład o którym ktoś mówił, że mu się w takim grać nie chce.

Dziś dostałem do posłuchania album free jazzowy od kumpla którego znam od 2005 roku jakoś - płyta jest zajebista i jestem z niego dumny. On te free jazzy już grał w 2005 roku jak go poznałem - musiał przekopać się przez 5 różnych składów i zagrać te miliard prób, chałtur i koncertów. Dwa lata słuchałem jak jego perkusista ćwiczy sam na sali obok naszej x godzin dziennie.

Przekopał się i teraz rezultat tego słychać w tym jak gra.

I tyle. Chciało mu się, bo wiedział, że samo się nie zrobi.
Odpowiedz
#4
Niektórzy liczą że efekty przyjdą szybko, a że efektów nie ma po np. pół roku to się zniechęcają.
Odpowiedz
#5
maRcin - moim zdaniem odpowiedź jest bardzo prosta. "Lokalna niemoc ..." dotyczy każdej dziedziny życia. W trzy kropki każdy może wpisać coś innego i temat będzie aktualny, dlatego też nie widzę powodu dlaczego akurat muzyka miała by być wyjątkiem. W każdej dziedzinie efekty osiąga jedynie drobna grupa konsekwentnych ludzi. Efekty bardzo dobre osiągają już jednostki. To tylko i wyłącznie zasługa pracowitości (moim zdaniem). Osobiście znam osoby bez żadnych predyspozycji i polotu, ale w dziedzinach z którymi się związali osiągają nawet sukcesy. Znam również i wybitnych, którzy swój talent zmarnowali.
Pracowitość ma się w genach i gdy do tego dochodzi jeszcze talent jest pięknie. Leń zawsze będzie leniem Wink
Odpowiedz
#6
Groza- rozumiem co masz na myśli, ale muzyka powinna być formą rozrywki nie tylko dla odbiorcy, ale też dla wykonawcy. Tak przynajmniej widzę to ja. Nie ma bata, żeby mnie ktoś namówił do grania z ludźmi których nie lubię albo których muzyki nie lubię albo z którymi nie ma szans zrobić nic wartościowego.

Przedzieranie się latami przez bagno to nie jest jedyna możliwa droga do sukcesu czy satysfakcji z tego co się robi. Lepiej ćwiczyć i inwestować czas w siebie niż w gówniane projekty. Ale mi łatwo mówić, bo nie mieszkam na zadupiu. ;-)
Sprzedam lodówkę Ampega (klik do Allegro) Ampeg SVT 810e
Odpowiedz
#7
Ciekawie się czyta.

Tutaj Groza jesteś dla mnie dobrym przykładem na pewną konsekwencję. Twoje FatBellyFamily jakoś kołata mi się po głowie od dluzszego czasu, znaczy się że cały czas dzialacie. Pewnie wielkiej kariery ani duzej kasy z tego nie ma, ale kapela gra, pamiętam ,że byliscie w TV - ten program z Olszakiem jurorem Smile Takich zespołów jest mnóstwo, ale nieliczne potrafią ciągnąć to do przodu, a przecież w każdej grupie trudnych sytuacji nie brakuje.
Ktoś napisał przyjaźń - zgadzam się, ale ja tez gralem w wielu skladach gdzie byla przyjazn i oprócz pracy na probach, spotykanie się na piwku. I nie wypalało: była przyjaźń, dobre emocje + umiejętności muzyczne.
Usiłuję znaleźć jakiś sposób na skonstruowanie czegoś bo frustracja jest gdy się chce grac,ale ciągle głową w mur.
Lekcje gry na gitarze basowej - stacjonarnie i online. Dołącz do tysięcy zadowolonych klientów. Już dziś powiedz "tak" swej przyszłości! Smile 
e-mail: mgmg@poczta.onet.pl 
Odpowiedz
#8
Przygotowywalem sie na grubszego posta, ale wszystko zostalo juz napisane w dwoch pierwszych postach.
Przede wszystkim- zespol to ludzie.

(10-07-2011, 12:55 PM)Portos napisał(a): Nie ma bata, żeby mnie ktoś namówił do grania z ludźmi których nie lubię albo których muzyki nie lubię albo z którymi nie ma szans zrobić nic wartościowego.

to jest oczywiste
fender -> fender -> fender
Odpowiedz
#9
Kwestia leży jeszcze w tym czego kto oczekuje po kapeli, do wyboru: grać dużo prób/nagrać płytę/dużo koncertów/zarabiać/udowodnić sobie i światu że coś się potrafi i się nie przegrało z np. wódką.
Trochę składów przerobiłem i każdy sypnął się z innego powodu, rozpiszę się więcej trochę jak dotrę do domu Wink Przede wszystkim każdy z kapeli musi chcieć tego samego i się poświęcić tak samo.
Odpowiedz
#10
(10-07-2011, 12:55 PM)Portos napisał(a): Groza- rozumiem co masz na myśli, ale muzyka powinna być formą rozrywki nie tylko dla odbiorcy, ale też dla wykonawcy. Tak przynajmniej widzę to ja. Nie ma bata, żeby mnie ktoś namówił do grania z ludźmi których nie lubię albo których muzyki nie lubię albo z którymi nie ma szans zrobić nic wartościowego.

Nie mówię o takich ekstremach, to wiadomo.

Wybrzydzać można, jak się ma ku temu przesłanki. Jak się nie ma to trzeba zapierdalać po to by je mieć.

Wiele razy widziałem jakiś młody skład nie grający za dobrze, ale z jedną osobą która się wybijała, i potem trafiała do dużo fajniejszych kapel - ktoś ją gdzieś zobaczył i podkradł.

Wszyscy muzycy którzy grali w moim składzie grają teraz w relatywnie większych zespołach - min. dzięki pracy którą włożyli grając z nami. Mamy teraz na prawdę utalentowanego wokalistę - sądzę, że w ciągu roku rozwinął się bardziej niż przez poprzednie 3 zespoły.

Zespoły są, rozpadają się, ludzie przychodzą i odchodzą - ale włożona praca zostaje z tobą już do końca życia. A jak jest coś konkretnego do zrobienia pracuje się więcej. Takie mam podejście.

Poza tym ja mówię wyłącznie w kontekście zespołu - na pracę w którym składa się dużo, dużo więcej niż sama umiejętność grania na instrumencie i tego wszystkiego też trzeba się nauczyć.
Odpowiedz
#11
Podpisuję się pod wszystkimi odpowiedziami oprócz tej dotyczącej przyjaźni i ogromnej zażyłości między muzykami i od siebie dodam że w większych miastach łatwiej znaleźć ludzi chcących "coś" robić tych pokornych którzy po pół roku się nie zniechęcą. Z własnego doświadczenia wiem (gram w zespole rockowo-alternatywnym) że większość chciałaby robić niewiele, nie ćwiczyć a osiągać sukcesy. Tak niestety nie ma i większość się bardzo szybko zniechęca i zaczyna grać np. po weselach (u mnie w okolicy wystarczy mieć jakiś podstawowy warsztat) Aha i nie mam nic do ludzi grających po weselach ale mam nadzieję że tak nie skończę : D
A co się tyczy tej zażyłości zespołowej to gram akurat z fajnymi chłopakami kumplujemy się ale tak naprawdę nie jesteśmy jakimiś wielkimi przyjaciółmi. Moi najlepsi znajomi nie potrafią grać na niczym to może dlatego z nimi nie gram Smile
Odpowiedz
#12
maRcin- gdybym nie miał z kim bawić się w muzykę, z pewnością korzystając z dobrodziejstw i powszechności dzisiejszej technologii robiłbym to sam. Choćby na youtube widać masę utalentowanych ludzi, którym zespół nie jest potrzebny. ;-) Jest to też świetny sposób na promocję i bycie zauważonym gdzieś dalej.

Taki telegraficzny skrót, ale chyba wiadomo o co chodzi.Smile
Sprzedam lodówkę Ampega (klik do Allegro) Ampeg SVT 810e
Odpowiedz
#13
A to też prawda - ja wymyślam dużo rzeczy które do zespołu nie pasują, więc nagrywam je sobie sam - kupiłem logica i np. uczę się grać na gitarze dzięki temu, do tego potrafię już w miarę przyzwoicie obsługiwać logica i PT więc w studiu też więcej kumam - co okazało się już bardzo pomocne.

BARDZO polecam posłuchać tego:

http://en.wikipedia.org/wiki/Get_in_the_Van

Henry Rollins opisuje życie w trasie itp. podczas grania w kultowej dziś kapeli Black Flag - lata 80te w stanach. Nie ma lekko Smile
Odpowiedz
#14
Groza praktycznie wyczerpał temat. Kalisz to niby duże miasto, bardzo blisko Ostrowa - kolejnego dość dużego i ciekawego miasta, ale niewiele się tu dzieje muzycznie. Rozmiary Kalisza są na tyle "do ogarnięcia", że praktycznie każdy z nas każdego.
Nie tyle jeśli chodzi o młodzież do 20 roku życia, ale "średnia" i "stara" gwardia zna się na tyle dobrze, że każdy może coś tam o drugim powiedzieć.

Z tej właśnie średniej i starej gwardii zostali tylko ci, którym naprawdę się chciało.
Chciało się wydawać 50-100-300 zł miesięcznie na próby z bardziej lub mniej chujowymi składami, jeździć na próby, kupować sprzęt i po prostu grać zamiast stękać jak jest źle. Zacięcie i pokora - w odpowiednich dawkach.

Pierwszy bas, jolanę disco, pożyczyłem w styczniu 2001 roku. Pierwszy koncert zagrałem jesienią 2006.
Przez ten czas była bardziej lub mniej przykładna nauka i tułanie się od składu do składu - zazwyczaj rekordem kapeli w których grałem między 2001 a 2005 rokiem było sklecenie 3-4 utworów. Nigdy z żadnym składem nie zaszedłem dalej, nigdy też nie było pełnego i stałego skład.

Jakoś na początku 2006 była jedna wielka szansa. Prócz zapału do poważnego poświęcenia się muzyce brakowało mi jeszcze umiejętności - zrobiliśmy jeden numer i wyleciałem po 4 miesiącach grania z legendą lokalnej sceny muzycznej. Niestety, za głupi byłem żeby wynieść z tego lekcję. Pewnie dlatego, że od razu przygarnął nie drugi dość znany w okolicy i doświadczony skład.

Lekko ze mną nie mieli. Zrywałem się z prób, nie przyjeżdżałem jak mi się nie chciało, wolno uczyłem się materiału. Później zaczęły się koncerty i zacząłem się w końcu muzycznie rozwijać. Nie tylko umiejętności i obycie ze sceną, ale i charakter (31 godzin bez snu, z koncertem gdzieś w połowie, a ostatnie 11 za kierownicą samochodu - to twarda i niestety niebezpieczna lekcja).
Po paru latach grania koncertów na zlotach motocyklowych i klubach w całej Polsce stwierdziłem, że ciągłe granie w kółko tego samego (i to cudzego) materiału już mnie nie kręci, a ciągłe szaleńcze trasy męczą. Trzeba robić coś więcej niż tylko odgrywać czyjeś kawałki i walczyć o każdą możliwą kasiorę. Odszedłem.

Dołączyłem do kapeli, która próbowała wrócić do grania po 15-20 latach przerwy. Sekcja odpadła, więc był wakat i znajomy ze sklepu muzycznego mnie namówił. Wspaniała atmosfera, pełen luz, trudna muzyka i... oświecenie, że tak naprawdę nic nie umiem zagrać, nic nie umiem wymyślić. Udało się jakoś prześlizgać i mnie nie wywalili Wink
Pół roku prób z zarąbistym wokalem (teksty i melodie powstawały równo z riffami, przy pierwszym zagraniu nowego pomysłu już w trakcie grania powstawał i był śpiewany tekst!!), później choroba gardła, pół roku czekania aż wokal wyzdrowieje, poszukiwania nowego wokalu, pół roku grania z nowym wokalem i czekanie aż się zaklimatyzuje - nic z tego, kolejna zmiana wokalu, kolejne pół roku. I chociaż w tym czasie miałem WIELE wątpliwości i trzy małe "skoki w bok" to nigdy nie opuściłem próby z powodu który brzmi "nie chce mi się" czy "nie ma sensu". Jak nie było auta to jeździłem motocyklem (trzymając na kolanach twardy futerał z basem), po operacjach kiedy nie byłem w stanie jeszcze przejść samodzielnie kilkunastu metrów - wozili mnie na próby, na których skręcałem się z bólu bo kręgosłup po miesiącu leżenia nie był przyzwyczajony do pozycji siedzącej. Skoki w bok tylko utwierdziły mnie, że nie mam szans na znalezienie składu, który da mi więcej satysfakcji.

Po jakichś 3 latach zagraliśmy pierwszy koncert koncert. Najlepszy jaki kiedykolwiek zagrałem, a świadomość że mogliśmy go zagrać jeszcze lepiej (bo nie wszystko poszło jak trzeba) tylko mnie nakręciła bardziej do grania!

Po tym cholernie długim wstępie w stylu "wzruszyła mnie twoja historia" chciałem podsumować. Nie będzie dobrego zespołu:

- kiedy nie ma chemii między ludźmi
- kiedy muzykom brakuje pokory i samodyscypliny
- kiedy jest parcie na wielką sławę, podbój świata i kasiorę

Nie ma opcji żeby coś wyszło, kiedy ludzie nie potrafią ze sobą spędzać czasu poza graniem, kiedy każdy uważa że jest zajebisty i olewa próby, kiedy chce się za wszelką cenę zaistnieć i zarabiać nie inwestując ani czasu ani kasy.

Odpowiedzią na lokalną niemoc moim zdaniem jest:
- pokora i samodyscyplina.

Ludzi się znajdzie, parcie na wielką sławę i podbój świata mija z doświadczeniem ale bez pokory, szacunku do tego co robi zespół i samodyscypliny nie ma szans na dobre granie.

Historie ludzi, którzy zaczynali wtedy kiedy ja albo i wcześniej i grają do dziś są bardzo podobne do mojej. Nie ma grania bez poświęceń i nie ma szans by się poświęcać tylko wtedy kiedy ma się na to ochotę Wink
Odpowiedz
#15
(10-07-2011, 11:17 AM)maRcin napisał(a): Zastanawiam się dlaczego kolejne podejmowane projekty prawie zawsze okazują się niewypałami.

Muzyka powinna cieszyć już na etapie tworzenia... Niestety tak nie jest. Liczy się osiągniecie poklasku (najlepiej szybko). I w tym punkcie rodzą się historie z szukaniem, łapaniem paru srok za ogon, zmienianiem zdania, gwiazdorstwem, zarozumialstwem, brakiem pokory i dystansu do siebie samego. Pojawia się ziarno niezgody w relacjach interpersonalnych (np licytowanie się kto gra do dupy, krzywo etc). Cwaniactwo, robienie na kasę i inne złodziejsko-chamskie zagrywki...
(10-07-2011, 01:53 PM)mazdah napisał(a): Historie ludzi, którzy zaczynali wtedy kiedy ja albo i wcześniej i grają do dziś są bardzo podobne do mojej. Nie ma grania bez poświęceń i nie ma szans by się poświęcać tylko wtedy kiedy ma się na to ochotę Wink

Rajt! Emotka_2755

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości