CHAŁTURY
Nie gram wesel, ani imprez tanecznych już od wielu lat, ale był czas, że było to - obok grania w teatrze - moje główne zajęcie! Orkiestry, zespoły kameralne, dixieland, składy jazzowe, kapela podwórkowa i sekcje akompaniujące były marginesem... Szerokim i bardzo ważnym, ale jednak marginesem mojego życia muzycznego.
Poza tym jednym, wojskowym zdarzeniem, nigdy przedtem ani potem nie zdarzyła się taka sytuacja. Stół zawsze był zastawiony i zaopatrzony w alkohole. Kelnerki i personel kuchenny otrzymywał od nas przez mikrofon solidną porcję podziękowań "od gospodarzy i gości za pyszne jedzonko i wspaniałą obsługę", a ponieważ Panie wiedziały, że to my tak naprawdę, a nie gospodarze i goście, pamiętaliśmy o ich ciężkiej pracy, więc to u nas na stole lądowały w pierwszej kolejności wszelkie smakołyki z dokładkami.
Kiedyś nasz wokalista wyciągnął z kuchni spłonioną szefową na środek parkietu o 22:00, przedstawił ją gościom (uzgodnił to wcześniej z Młodymi) i odtańczył z nią walczyka, przy aplauzie sali. Rano czekały na nas pięknie spakowane tobołki ze wszelakim kulinarnym dobrem... he... he... he...
W knajpach mieliśmy z kelnerami układ, że przyjmowali od gości zamówienia na koncert życzeń i z każdych dwóch stów 50 zł było dla nich. Funkcjonowało to bez zarzutu.
W jednej z restauracji ajenci zabronili nam koncertu życzeń, bo "oni nam płacą za granie"! Problem powstał, kiedy odmówiliśmy rozochoconym gościom przyjmowania kasiorki za dedykacje, ale też i serwowania takich dedykacji przez mikrofon, wyjaśniając, że nie mamy ochoty tłumaczyć się, że nikt nam za to pieniędzy nie dał!...
Ajent po chwili przyszedł i łaskawie "wyraził zgodę na życzenia przez mikrofon, ale za darmo". Przed następnym blokiem klawiszowiec, udając, że czyta z kartki, przez 10 minut wymieniał życzenia "od pana Kazimierza dla sympatycznej szatynki, z którą chętnie spotka się celem wymiany życiowych doświadczeń..." itp. bzdury, po czym zagraliśmy jeden numer i przed następnym znów zaczął wielominutowe dedykacje z gośćmi stojącymi na parkiecie i czekającymi niecierpliwie aż zaczniemy znowu grać.
Ajentowi, który przyleciał wściekły, ja zaznaczyłem: "- To niech się szanowny pan, w końcu, k... zdecyduje czego właściwie chce, bo za darmochę to każdy menel na sali zażyczył sobie dedykacji i mamy ich jeszcze na co najmniej godzinę gadania!"
Gość zmiękł i sytuacja wróciła do normy, ale to były inne czasy i naród wtedy umiał się bawić, a knajpami nie rządziły buraki po studiach z zarządzania, ale bez krzty kultury osobistej i doświadczenia życiowego!
Neskim, Siostry i Bracia Chałturnicy!
Odpowiedz
Sęk w tym, że na smutnej ziemi świętokrzyskiej, gdzie obecnie bywam zmuszony zarabiać na miskę ryżu, normą jest NIEPŁACENIE za dedykację. Przychodzą, zamawiają, chłopcy przyjmują, i nikt się nie dziwi.

A dedykacja dla kucharek i obsługi łącznie z poleceniem, żeby towarzystwo z parkietu wyciągło kelnerów i grochówy na jeden taniec w podzięce za żarcie i obsługę jest u nas stałym elementem programu Smile. W większości miejsc, gdzie się tłuczemy, współpraca z kuchnią i z obsługą jest wzorowa. W końcu kto z kuchnią dobrze żyje, ten z głodu nie zginie Smile.

Ale są wyjątki Smile.

Odpowiedz
(09-24-2012, 09:58 AM)Sobass napisał(a): Sęk w tym, że na smutnej ziemi świętokrzyskiej, gdzie obecnie bywam zmuszony zarabiać na miskę ryżu, normą jest NIEPŁACENIE za dedykację. Przychodzą, zamawiają, chłopcy przyjmują, i nikt się nie dziwi.

A dedykacja dla kucharek i obsługi łącznie z poleceniem, żeby towarzystwo z parkietu wyciągło kelnerów i grochówy na jeden taniec w podzięce za żarcie i obsługę jest u nas stałym elementem programu Smile. W większości miejsc, gdzie się tłuczemy, współpraca z kuchnią i z obsługą jest wzorowa. W końcu kto z kuchnią dobrze żyje, ten z głodu nie zginie Smile.

Ale są wyjątki Smile.

My nie bierzemy pieniędzy za dedykacje nawet jak próbują nam dać.
Odpowiedz
(09-24-2012, 10:43 AM)motyx napisał(a): My nie bierzemy pieniędzy za dedykacje nawet jak próbują nam dać.

Dlaczemu? Wink
Rickenbacker B-HOOD

Rickenbacker 4003 2011, Vox Standard Bass 1982 -> Ampeg V4B AV -> Soundman BS-215


Odpowiedz
Może grają chałturę dla przyjemności, a nie dla kasy.
Odpowiedz
Jak można grać chałturę dla przyjemności? To przecież niemożliwe Big Grin Only cash !!!
Buzz WASP , Squier JV Precision Bass '62 MIJ r.prod. '82 , Thunderfunk TFB-550, Berganitino EX112
(05-16-2011, 03:13 PM)Burning napisał(a): jeśli nie lubisz Black Sabbath to jesteś głupim chujem i spierdalaj Wink

Odpowiedz
Z obecnym skladem robimy teraz material. O ile pierwsze 30 moze 40 utworow gralo sie przyjemnie, to teraz zaczelo sie robienie "standardow" i juz nie jest kolorowo :p

Odpowiedz
(09-24-2012, 06:28 PM)Sobass napisał(a): Może grają chałturę dla przyjemności, a nie dla kasy.

Gdyby mi to nie sprawiało frajdy to bym tego nie robił. Nic na siłę. Dla nas najważniejsze jest zadowolenie ludzi. Dedykacje nic nas nie kosztują, a być może w przyszłości ten kto przyjdzie po nią przyjdzie też będzie robił wesele i mu się przypomnimy Wink
Odpowiedz
Jak się gra fajne numery to jest rzeczywiście przyjemność, a jak się gra syf to przyjemności brak. U nas niestety w większości przypadków trzeba "grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd" jak mówią słowa jednej z piosenek. Ponadto jak naparzasz kilka ładnych godzin to ok godz. 1-2 giej po północy to jest to walka z samym sobą nieważne co byś grał. Przyjemność jest rano jak bierzesz kasę o ile chcą Ci ją wypłacić Smile Ot cała przyjemność.
EDIT:
Mówię jak dziwka Smile
Buzz WASP , Squier JV Precision Bass '62 MIJ r.prod. '82 , Thunderfunk TFB-550, Berganitino EX112
(05-16-2011, 03:13 PM)Burning napisał(a): jeśli nie lubisz Black Sabbath to jesteś głupim chujem i spierdalaj Wink

Odpowiedz
(09-24-2012, 09:18 PM)Martins napisał(a): Jak się gra fajne numery to jest rzeczywiście przyjemność a jak się gra syf to przyjemności brak a u nas niestety w większości przypadków trzeba "grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd" jak mówią słowa jednej z piosenek. Ponadto jak naparzasz kilka ładnych godzin to ok godz. 1-2 giej po północy jest to walka z samym sobą nieważne co byś grał. Przyjemność jest rano jak bierzesz kasę o ile chcą Ci ją wypłacić Smile

Można grać "takie rzeczy, że aż wstyd" we własnych aranżach przecież. U nas każde disco polo brzmi jak rockowy koncert z podwójną stopą i przesterowaną gitarą Smile Ludziom się podobają takie wykonania, a i każdy z nas przemyca do tego swój ulubiony styl. Jak gitarzysta o 2 w nocy walnie solo do "Pszczółki Maji" niczym Slash, to każdy ma banan na twarzy i chce się grać dalej Wink Poza tym ważni są ludzie z którymi się gra. Jeśli spotykacie się raz w tygodniu, żeby odpracować swoje, zgarnąć kasę i iść spać to faktycznie słabo. My tworzymy prawdziwy zespół i niezapomniane chwile podczas podróży na sztukę, samej sztuki i drogi powrotnej (czasem nawet noclegów jak się zdarzą Wink. Gram chałtury i metal progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.
Odpowiedz
(09-24-2012, 09:25 PM)motyx napisał(a):
(09-24-2012, 09:18 PM)Martins napisał(a): Jak się gra fajne numery to jest rzeczywiście przyjemność a jak się gra syf to przyjemności brak a u nas niestety w większości przypadków trzeba "grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd" jak mówią słowa jednej z piosenek. Ponadto jak naparzasz kilka ładnych godzin to ok godz. 1-2 giej po północy jest to walka z samym sobą nieważne co byś grał. Przyjemność jest rano jak bierzesz kasę o ile chcą Ci ją wypłacić Smile

Można grać "takie rzeczy, że aż wstyd" we własnych aranżach przecież. U nas każde disco polo brzmi jak rockowy koncert z podwójną stopą i przesterowaną gitarą Smile Ludziom się podobają takie wykonania, a i każdy z nas przemyca do tego swój ulubiony styl. Jak gitarzysta o 2 w nocy walnie solo do "Pszczółki Maji" niczym Slash, to każdy ma banan na twarzy i chce się grać dalej Wink Poza tym ważni są ludzie z którymi się gra. Jeśli spotykacie się raz w tygodniu, żeby odpracować swoje, zgarnąć kasę i iść spać to faktycznie słabo. My tworzymy prawdziwy zespół i niezapomniane chwile podczas podróży na sztukę, samej sztuki i drogi powrotnej (czasem nawet noclegów jak się zdarzą Wink. Gram chałtury i metal progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.
Bardzo fajnie, że Was to kręci i że takie pro macie do tematu podejście. Zadajmy sobie tylko jeszcze jedno pytanie, a mianowicie czy każdemu obecnemu na weselu podejdzie disco polo z dwoma stopami i ostrym distortionem bo mam odczucie, że chyba nie. Niestety u nas jest taka świadomość muzyczna, że trzeba grać syf i nic na to nie poradzisz no chyba, że jest się np. zespołem takim jak ten to nie gra się po wiejskich weselach tylko dla ciut gustowniejszej publiki nie obrażając nikogo.



Nie miałem w zamiarze Cię obrazić i mam nadzieję, że nie zostało to tak odczytane. Co do zespołu, w którym obecnie gram to jest to zespół bardzo słaby ale być może wkrótce się to zmieni. Jednak swoje zdanie podtrzymuję, że o wyżej wspomnianej porze w moim przypadku nie może być mowy o przyjemności i jest to walka z wszystkim co mnie otacza i z samym sobą o przetrwanie.
( ) mówiąc rozkminiam teraz Isn't She Lovely z myślą o nowym zespole Big Grin
Buzz WASP , Squier JV Precision Bass '62 MIJ r.prod. '82 , Thunderfunk TFB-550, Berganitino EX112
(05-16-2011, 03:13 PM)Burning napisał(a): jeśli nie lubisz Black Sabbath to jesteś głupim chujem i spierdalaj Wink

Odpowiedz
Goście band klasa, jeden z moim ulubionych chałturbandów Smile Nie wiem czy każdemu to się podoba. Gramy w swoim stylu, tak jak lubimy i skoro jest na to popyt, to chyba nie jest źle. Na pewno odróżniamy się od wszystkich innych zespołów grających w okolicy i jesteśmy rozpoznawani właśnie za bardziej "rockowy" styl. Z drugiej strony ważne, żeby grać wszystko. Zagrasz 2 rockowe disco-polo, żeby się młodzi wyszumieli, a zaraz potem jakąś ludowiznę dla tej "starszej młodzieży" to będzie i wilk syty i owca cała.
Odpowiedz
(09-24-2012, 09:25 PM)motyx napisał(a): Można grać "takie rzeczy, że aż wstyd" we własnych aranżach przecież. U nas każde disco polo brzmi jak rockowy koncert z podwójną stopą i przesterowaną gitarą Smile Ludziom się podobają takie wykonania, a i każdy z nas przemyca do tego swój ulubiony styl. Jak gitarzysta o 2 w nocy walnie solo do "Pszczółki Maji" niczym Slash, to każdy ma banan na twarzy i chce się grać dalej Wink Poza tym ważni są ludzie z którymi się gra. Jeśli spotykacie się raz w tygodniu, żeby odpracować swoje, zgarnąć kasę i iść spać to faktycznie słabo. My tworzymy prawdziwy zespół i niezapomniane chwile podczas podróży na sztukę, samej sztuki i drogi powrotnej (czasem nawet noclegów jak się zdarzą Wink. Gram chałtury i metal progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.

Jakbym siebie słyszał. Wink U nas jest bardzo podobnie. Dicho jest okraszone odrobiną rocka, rock natomiast gramy z naleciałościami biesiady... W zasadzie większość repertuaru to nasze własne interpretacje przebojów. Wynika to chociażby z instrumentarium, bo nie mamy w składzie klawiszowca. Brzmienie wzbogacamy akordeonem i saksem. Wink
Czasem zdarza się, że towarzycho wręcz domaga się ostrego kopa. Kiedyś całe wesele zagraliśmy na rockowo. Była nawet solówka na bębnach, a ludzie skakali pod sceną i nie chcieli oczepin, tylko dalej koncert. Był wtedy mega fun i banany na gębie. mrgreen
Wszystko da się jakoś pogodzić - jeżeli Państwo Młodzi życzą sobie disko z pola, to je dostaną. Gości weselnych też zwykle trzeba wyczuć. Przy jakich rytmach jest największa wichura na parkiecie...

Jedno zdanie prawie żywcem skopiuję:

Gram chałtury i rock progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.

Tworzymy prawdziwy zepsuł, hehe. Emotka_2755

Jednak wynagrodzenie za wykonaną pracę to podstawa. Za wszelkie marsze, dedykacje i tym podobne powinno się brać coś do kapelusza! Nie przyzwyczajajmy ludzi do grania za friko. Wink


(09-24-2012, 09:18 PM)Martins napisał(a): Jak się gra fajne numery to jest rzeczywiście przyjemność, a jak się gra syf to przyjemności brak. U nas niestety w większości przypadków trzeba "grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd" jak mówią słowa jednej z piosenek. Ponadto jak naparzasz kilka ładnych godzin to ok godz. 1-2 giej po północy to jest to walka z samym sobą nieważne co byś grał. Przyjemność jest rano jak bierzesz kasę o ile chcą Ci ją wypłacić Smile Ot cała przyjemność.
EDIT:
Mówię jak dziwka Smile

Fajne numery to pojęcie względne. W myśl zasady, że jeden woli ogórki, a drugi ogrodnika córki. Wink
Też kiedyś się naśmiewałem z disko polo, wręcz brzydziłem się, bo jak tego można słuchać, a co dopiero grać. Jednak po kilku latach chałturzenia nieco zmieniłem zdanie. Tak naprawdę z grania każdej muzyki można czerpać przyjemność. Każdy styl rozwija w nas warsztat instrumentalisty, a to chyba najważniejsze.

(09-24-2012, 09:18 PM)Martins napisał(a): Ponadto jak naparzasz kilka ładnych godzin to ok godz. 1-2 giej po północy to jest to walka z samym sobą nieważne co byś grał.
Co do grania po nocach...Są pozytywne aspekty tego "naparzania", zwróć uwagę, jak to hartuje człowieka. Grasz, mając świadomość, że nie możesz zawalić, bo inni liczą na Ciebie. Nie możesz przytulić się do ulubionej podusi.mrgreen
Ale grając potem w innych składach, żaden, nawet bardzo długi koncert Cie nie złamie. Do tego paluchy cały czas pracują, niezależnie czy grasz dicho, biesiadę, czy walczyki. A nóż kiedyś ktoś zadzwoni:
- "Stary, jest sztuka do zagrania, dobra kasa, zagrasz walczyki"?
- Eee pewnie, że pogram, przecież na weselach się nauczyłem. mrgreen

Mam swój mały sposób na wytrwanie do rana. Tuz po oczepinach, lub w trakcie ich trwania robimy sobie mocną kawę i tu uwaga - bez mleka, ale z cytryną. Do tego mały spacer po podwórku wokół sali i można spoko dalej grać.
Rickenbacker B-HOOD

Rickenbacker 4003 2011, Vox Standard Bass 1982 -> Ampeg V4B AV -> Soundman BS-215


Odpowiedz
(09-24-2012, 09:25 PM)motyx napisał(a): Można grać "takie rzeczy, że aż wstyd" we własnych aranżach przecież. U nas każde disco polo brzmi jak rockowy koncert z podwójną stopą i przesterowaną gitarą Smile Ludziom się podobają takie wykonania, a i każdy z nas przemyca do tego swój ulubiony styl. Jak gitarzysta o 2 w nocy walnie solo do "Pszczółki Maji" niczym Slash, to każdy ma banan na twarzy i chce się grać dalej Wink Poza tym ważni są ludzie z którymi się gra. Jeśli spotykacie się raz w tygodniu, żeby odpracować swoje, zgarnąć kasę i iść spać to faktycznie słabo. My tworzymy prawdziwy zespół i niezapomniane chwile podczas podróży na sztukę, samej sztuki i drogi powrotnej (czasem nawet noclegów jak się zdarzą Wink. Gram chałtury i metal progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.

Łał. Jestem pod wrażeniem. Czekam, aż waszą chałturniczą kapelę pokaże TVP KULTURA, i generalnie skoro granie chały sprawia wam tyle funu, to proponuję w ogóle zrezygnować z wynagrodzenia. Zjecie se kotlecika, napijecie się kokakoli, a samo granie - dla zespołowego etosu i solówek a'la Slash w "Pszczółce Mai".

Ale może to się leczy ? Albo się z tego wyrasta ?

Odpowiedz
(09-25-2012, 05:56 AM)Sobass napisał(a):
(09-24-2012, 09:25 PM)motyx napisał(a): Można grać "takie rzeczy, że aż wstyd" we własnych aranżach przecież. U nas każde disco polo brzmi jak rockowy koncert z podwójną stopą i przesterowaną gitarą Smile Ludziom się podobają takie wykonania, a i każdy z nas przemyca do tego swój ulubiony styl. Jak gitarzysta o 2 w nocy walnie solo do "Pszczółki Maji" niczym Slash, to każdy ma banan na twarzy i chce się grać dalej Wink Poza tym ważni są ludzie z którymi się gra. Jeśli spotykacie się raz w tygodniu, żeby odpracować swoje, zgarnąć kasę i iść spać to faktycznie słabo. My tworzymy prawdziwy zespół i niezapomniane chwile podczas podróży na sztukę, samej sztuki i drogi powrotnej (czasem nawet noclegów jak się zdarzą Wink. Gram chałtury i metal progresywny. Z obu czerpię ogromną satysfakcję, oba zespoły rozwijają mnie w innych kierunkach i trudno byłoby mi zrezygnować z któregokolwiek na chwile obecną.

Łał. Jestem pod wrażeniem. Czekam, aż waszą chałturniczą kapelę pokaże TVP KULTURA, i generalnie skoro granie chały sprawia wam tyle funu, to proponuję w ogóle zrezygnować z wynagrodzenia. Zjecie se kotlecika, napijecie się kokakoli, a samo granie - dla zespołowego etosu i solówek a'la Slash w "Pszczółce Mai".

Ale może to się leczy ? Albo się z tego wyrasta ?

Może po prostu jest się młodym, pełnym energii i nie chce pracować na, za przeproszeniem, odpierdol. Lubisz chodzić do pracy, żeby odbębnić swoje godziny, zainkasować siano i zapomnieć o wszystkim ? Twoja sprawa, może jednak takie podejście do życia powinno się leczyć ? Nie mierz wszystkich swoją miarką, bo nie masz autonomii na prawdę absolutną. Nikt nie mówi tutaj o rezygnacji z wynagrodzenia. Chcesz brać kasę za dedykacje ? Droga wolna. Nie krytykuj jednak ludzi, z innym światopoglądem. Dla mnie stawianie kapelusza na dedykacje to relikt przeszłości. Podpisuję umowę na oprawę muzyczną wesela i dla mnie naturalnym jest, że w skład usługi wchodzi również granie dedykacji. Ktoś uważa inaczej ? Spoko, mogę się nie zgodzić, ale po co zaraz te uszczypliwości ?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości