Nie bawiłbym się w tego OLP'a. Czort wie co mogli spierniczych przy "przeróbkach". Cena wcale nie jest atrakcyjna jak za 4kę - zwykle schodziły w granicy 550-650 zł. Pamiętaj, że słaby układ aktywny tylko popsuje brzmienie, zaś dobry preamp, to nie jest kwestia 80 zł jak to często wołają za Arteca.
Nawiązując do tematu cen sprzętu na allegro....
Jak już się podejmuje dyskusje, to wypada rozdzielić sprzedających na poszczególne typy.
1. Draken czy Mroku ściągają graty zza wielkiej wody / spoza kraju, często modele, które u nas są nieosiągalne lub występują w ilości 1-2 sztuk na rok. Tutaj ich zysk mogę zrozumieć - podejmują ryzyko, zajmują się szeregiem formalności, przygotowują sprzęt do sprzedaży. Czyli innymi słowy wykonują pracę (błagam, nie poruszać proszę kwestii podatkowych poszczególnych osób). Nie wiem jak dokładnie wygląda handel z Mrokiem, ale jak pytałem kiedyś Drakena o kwestię sprowadzenia pewnego modelu basu, to jasno powiedział jak wygląda kwestia prowizji i opłat. Jak dla mnie nie różni się to wiele od innych usług za jakie zwykliśmy płacić. Owszem, taniej jest załatwić to wszystko samemu, podobnie jak naprawić samodzielne swoje auto. Jeśli jednak pracujemy w nienormowanym wymiarze godzin, to często okazuje się, że czas jaki musimy włożyć w zebranie informacji jak sfinalizować transakcję, dany sprzęt ściągnąć, ustawić itd. będzie nas kosztował znacznie więcej niż to, co zawoła sobie "ściągacz".
2. Handlarze krajowi - uderzają do nowicjuszy, wciskają ściemę odnośnie wartości sprzętu i czasem wyrywają graty o jakieś 10-20% poniżej realnej ich wartości. Oczywiście dany sprzęt po kilku dniach pojawia się na rynku wtórnym, okraszony zwykle barwną historyjką ("lampy wymienione 3 miesiące temu, 2 lata u mnie bez żadnej awarii"), dobrymi zdjęciami no i z ceną powyżej realnej wartości używki. Jak dla mnie to najgorszy rodzaj handlarzyny jaki można trafić - styl życia "jak zarobić aby się nie narobić". Polska wersja cygana...
3. "Cfaniaczki z allegro", czyli ludziki, które przepłacili kiedyś za nowy sprzęt (np. 2000 zł zamiast 1500 zł), wiedzą, że się wpakowali na minę, ale twardo próbują odzyskać jak najwięcej przy odsprzedaży. Klasyczne techniki to:
- "mój bas to dawna produkcja, ograny, rozegrany, drewno dobrze ułożone" - jeden ciul, że gość pisze o 2 letnim basie made in indonesia, który nowy kosztuje nieco ponad kafla
- "miesiąc temu był u lutnika - regulacja, szlif progów, poprawienie elektroniki" - niesamowity zbieg okoliczności, że jakaś połowa wystawianych basów parę chwil temu była dopieszczana przez lutnika ...
- "nowy bas kosztuje 2000 zł, ja sprzedaję za 1400 zł" - nie kosztuje, a kosztował. Wbijamy cenę w google i wylatują nam nówki po 1500 zł z darmową wysyłką.
- wystawiamy z ceną równą tej, co inni - a co, jak zmowa cenowa, to w każdej kwestii. Czort, że reszta też buja się ze sprzętem kilka, kilkanaście miesięcy.
- 10% taniej niż nówka z 2 letnią gwarancją i darmową wysyłką, to przecież dobra cena. Taaa, ciekawe czy delikwent sam kupiłby w takim zestawieniu używkę.
Takie i podobne zachowania były dawniej w pewien sposób napiętnowane. W ostatnich latach zauważam jednak, że "cfaniaczki" brani są w obronę przez im podobne jednostki, oczywiście głupawą argumentacją "nie masz kasy, to nie kupuj - proste". Może wypadałoby wrócić do dawnych zwyczajów ?