Po obejrzeniu kilku sprzętów (od środka) przyszedł mi pomysł na napisanie krótkiej (nie wiem, czy się uda) informacji jak nie dać się oszukać przy zakupie sprzętu (niestety ciągle wielu kupujących daje się nabierać).
Nie będę odkrywcą jeśli powiem, że należy sprawdzić sprzęt. Kupowanie "w ciemno" można stosować jedynie wobec osoby, o której wiemy, że przyjmie sprzęt jeśli znajdziemy jego wady. Mimo, że jest to tak oczywiste, ciągle spotykam się z historiami przeróżnych machlojek sprzedających. A płaci za to kupujący i często już tych pieniędzy nie można odzyskać.
Jaki są metody naciągania? Tu trochę liczę na Wasze historie.
Dość często jest to metoda typu: "sprzęt lekko uszkodzony, naprawa kosztuje grosze, sprzedaję dużo taniej, bo nie chce mi się tego naprawiać". Ciągle widzę tego typu ogłoszenia.
Przeważnie uszkodzony jest potencjometr i jest uwaga: "wymiana to 10 zł, sprzedaję 200 zł taniej". Kto przy zdrowych zmysłach w coś takiego uwierzy? Jak się okazuje: wielu. A po zakupie okazuje się, że potencjometr jest wyjątkowej konstrukcji i albo wcale nie można go kupić albo trzeba go ściągać ze Stanów (koszt znacznie wyższy niż wspomniane 10 zł). Oczywiście zamiast potencjometru może być inna, trudno dostępna część (transformator, głośnik, gałki, układ scalony, itp.).
Druga metoda to: "nie znam się na tym, nawet nie wiem jak to włączyć" albo"nie mam czasu tego sprawdzić". Raz na 10 lat może trafić się okazja typu: Fender za 300 zł ale pozostałe przypadki to nie są żadne okazje i sprzedający robi to świadomie (nie jest idiotą ale go udaje).
Trzecia metoda to sprzedaż sprzętu uszkodzonego przez różnego rodzaju "magików" - dalsza naprawa była niemożliwa więc sprzęt trzeba sprzedać. Przeważnie jest to kolega właściciela, który przy piwie stwierdza, że ma lutownicę i może sprzęt naprawić. Jak widać alkohol pozwala na stwierdzenie, że posiadanie lutownicy jest równoznaczne z umiejętnością naprawy sprzętu. Dopiero później zaczynają się schody. Występuje tzw. efekt "jeden-dwa-mnóstwo" (chyba w powieści "W pustyni i w puszczy" to było wspomniane). Mając część, która ma jedną nóżkę (np. przewód wlutowany w płytkę) można ją łatwo wylutować - podgrzewa się ten punkt i wyciąga przewód. Przy elementach z dwoma nóżkami jest podobnie, bo często można najpierw wyjąć jedną nóżkę, a później drugą. Ale już przy elementach trzy- i więcej-nóżkowych (tranzystory, gniazda,podstawka lampy) tak się nie da zrobić. Takie elementy mają sztywne nóżki i trzeba je podgrzać jednocześnie (a cyna szybko stygnie). Wtedy zaczyna się odparzanie ścieżek, urywanie punktów lutowniczych i ogólne uszkodzenia płytki. Często takiej płytki już nie można reanimować.
To trochę długi opis ale właśnie takie usterki się często zdarzają a ich naprawa jest bardzo kosztowna, lub nieopłacalna (wyjdzie drożej niż za nowy sprzęt), lub nawet zupełnie niemożliwa. Jak tego uniknąć? Można zacząć od spytania właściciela sprzętu, czy sprzęt był naprawiany. Jeśli coś zacznie kręcić, to już jest sygnał ostrzegawczy. Można obejrzeć sprzęt. Punktów lutowniczych od spodu może nie być widać ale widać od góry, że coś było wymieniane. Przykładowo, w SVT3Pro jeśli w końcówce są białe oporniki (a oryginalnie są szare), to wiemy, że końcówka była spalona, MOSFETy wymieniane i jest duża szansa na pourywane punkty lutownicze. W niektórych przypadkach sposób naprawy przez takich "magików" polega na sztukowaniu urwanych ścieżek przewodem od żelazka. Akurat przewód nie przeszkadza ale sposób i jakość naprawy powoduje, że wzmacniacz może w każdej chwili odmówić działania.
Więc co należy sprawdzić? Wszystko :-). Jeśli sam się na tym nie znasz, to weź kumpla, który trochę się zna na sprzęcie. Bez tego jest duża szansa, że to będą umoczone pieniądze.
We wzmacniaczu basowym (jak i zresztą każdym innym sprzecie) sprawdzamy każdy element typu: potencjometr, gniazdo, włącznik. Każdym potencjometrem należy pokręcić i sprawdzić, że słychać oczekiwany efekt (i czy nie trzeszczy). W każde gniazdo wejściowe należy wpiąć źródło sygnału (może być nawet bas) i sprawdzić rezultaty. Sprawdzamy pętlę efektów (przykładowo włączając zwykły przewód jack-jack - wzmacniacz ma nadal działać). Sprawdzamy wyjścia, włącznie z wyjściami Speak-On (można wziąć swój kabel na sprawdzenie).
Wiadomo, że drobne problemy typu powiedzmy trzeszczące potencjometry mogą się zdarzyć ale jeśli tych problemów jest więcej a właściciel coś kręci, to zdecydowanie lepiej ten zakup odpuścić - będą lepsze okazje.
Jedną z prostszych czynności sprawdzających wzmacniacz jest odkręcenie obudowy i sprawdzenie jak bardzo wzmacniacz jest zakurzony w środku. Czasami widać ślady rdzy - to nam mówi w jakich warunkach był przechowywany sprzęt.
Bardzo dobrze jest też zapoznać się z instrukcją użytkownika danego sprzętu.
Zdjęcia poglądowe:
![[Obrazek: EBS_1.jpg]](http://basscity.eu/Markus/EBS_1.jpg)
Próba wylutowania gniazdka zasilającego (3 końcówki lutownicze) - przekroczyło to możliwości osoby wykonującej to zadanie.
![[Obrazek: EBS_2.jpg]](http://basscity.eu/Markus/EBS_2.jpg)
Skoro bezpiecznik się przepalił, to zewrzyjmy go drutem. Uwaga: tego nie wolno robić - spali się coś innego (tak właśnie tu było).
Przy okazji widać, że transformator (9 końcówek lutowniczych) był wylutowywany i jeden punkt "wyparował".
![[Obrazek: SVT3Pro.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVT3Pro.jpg)
SVT3Pro - były wymieniane oporniki w końcówce - końcówka była spalona.
![[Obrazek: SVT4Pro.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVT4Pro.jpg)
SVT4Pro - były wymieniane oporniki w końcówce - końcówka była spalona.
![[Obrazek: SVTIIIPro_1.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_1.jpg)
Rdza na obudowie - wzmacniacz nie miał łatwego życia. Na kondensatorze widać przybliżoną datę produkcji sprzętu.
![[Obrazek: SVTIIIPro_2.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_2.jpg)
Ślady ognia ma elementach, przypalona płytka, tranzystor wstawiony ze skrzyżowanymi wyprowadzeniami - oj, działo się.
![[Obrazek: SVTIIIPro_3.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_3.jpg)
Najlepsze zostawiłem na koniec. Metoda wyrywania punktów lutowniczych razem ze ścieżkami i "drutowanie" ścieżek. Wielu "fachowców" w ten sposób właśnie naprawia sprzęt.
Marek
Nie będę odkrywcą jeśli powiem, że należy sprawdzić sprzęt. Kupowanie "w ciemno" można stosować jedynie wobec osoby, o której wiemy, że przyjmie sprzęt jeśli znajdziemy jego wady. Mimo, że jest to tak oczywiste, ciągle spotykam się z historiami przeróżnych machlojek sprzedających. A płaci za to kupujący i często już tych pieniędzy nie można odzyskać.
Jaki są metody naciągania? Tu trochę liczę na Wasze historie.
Dość często jest to metoda typu: "sprzęt lekko uszkodzony, naprawa kosztuje grosze, sprzedaję dużo taniej, bo nie chce mi się tego naprawiać". Ciągle widzę tego typu ogłoszenia.
Przeważnie uszkodzony jest potencjometr i jest uwaga: "wymiana to 10 zł, sprzedaję 200 zł taniej". Kto przy zdrowych zmysłach w coś takiego uwierzy? Jak się okazuje: wielu. A po zakupie okazuje się, że potencjometr jest wyjątkowej konstrukcji i albo wcale nie można go kupić albo trzeba go ściągać ze Stanów (koszt znacznie wyższy niż wspomniane 10 zł). Oczywiście zamiast potencjometru może być inna, trudno dostępna część (transformator, głośnik, gałki, układ scalony, itp.).
Druga metoda to: "nie znam się na tym, nawet nie wiem jak to włączyć" albo"nie mam czasu tego sprawdzić". Raz na 10 lat może trafić się okazja typu: Fender za 300 zł ale pozostałe przypadki to nie są żadne okazje i sprzedający robi to świadomie (nie jest idiotą ale go udaje).
Trzecia metoda to sprzedaż sprzętu uszkodzonego przez różnego rodzaju "magików" - dalsza naprawa była niemożliwa więc sprzęt trzeba sprzedać. Przeważnie jest to kolega właściciela, który przy piwie stwierdza, że ma lutownicę i może sprzęt naprawić. Jak widać alkohol pozwala na stwierdzenie, że posiadanie lutownicy jest równoznaczne z umiejętnością naprawy sprzętu. Dopiero później zaczynają się schody. Występuje tzw. efekt "jeden-dwa-mnóstwo" (chyba w powieści "W pustyni i w puszczy" to było wspomniane). Mając część, która ma jedną nóżkę (np. przewód wlutowany w płytkę) można ją łatwo wylutować - podgrzewa się ten punkt i wyciąga przewód. Przy elementach z dwoma nóżkami jest podobnie, bo często można najpierw wyjąć jedną nóżkę, a później drugą. Ale już przy elementach trzy- i więcej-nóżkowych (tranzystory, gniazda,podstawka lampy) tak się nie da zrobić. Takie elementy mają sztywne nóżki i trzeba je podgrzać jednocześnie (a cyna szybko stygnie). Wtedy zaczyna się odparzanie ścieżek, urywanie punktów lutowniczych i ogólne uszkodzenia płytki. Często takiej płytki już nie można reanimować.
To trochę długi opis ale właśnie takie usterki się często zdarzają a ich naprawa jest bardzo kosztowna, lub nieopłacalna (wyjdzie drożej niż za nowy sprzęt), lub nawet zupełnie niemożliwa. Jak tego uniknąć? Można zacząć od spytania właściciela sprzętu, czy sprzęt był naprawiany. Jeśli coś zacznie kręcić, to już jest sygnał ostrzegawczy. Można obejrzeć sprzęt. Punktów lutowniczych od spodu może nie być widać ale widać od góry, że coś było wymieniane. Przykładowo, w SVT3Pro jeśli w końcówce są białe oporniki (a oryginalnie są szare), to wiemy, że końcówka była spalona, MOSFETy wymieniane i jest duża szansa na pourywane punkty lutownicze. W niektórych przypadkach sposób naprawy przez takich "magików" polega na sztukowaniu urwanych ścieżek przewodem od żelazka. Akurat przewód nie przeszkadza ale sposób i jakość naprawy powoduje, że wzmacniacz może w każdej chwili odmówić działania.
Więc co należy sprawdzić? Wszystko :-). Jeśli sam się na tym nie znasz, to weź kumpla, który trochę się zna na sprzęcie. Bez tego jest duża szansa, że to będą umoczone pieniądze.
We wzmacniaczu basowym (jak i zresztą każdym innym sprzecie) sprawdzamy każdy element typu: potencjometr, gniazdo, włącznik. Każdym potencjometrem należy pokręcić i sprawdzić, że słychać oczekiwany efekt (i czy nie trzeszczy). W każde gniazdo wejściowe należy wpiąć źródło sygnału (może być nawet bas) i sprawdzić rezultaty. Sprawdzamy pętlę efektów (przykładowo włączając zwykły przewód jack-jack - wzmacniacz ma nadal działać). Sprawdzamy wyjścia, włącznie z wyjściami Speak-On (można wziąć swój kabel na sprawdzenie).
Wiadomo, że drobne problemy typu powiedzmy trzeszczące potencjometry mogą się zdarzyć ale jeśli tych problemów jest więcej a właściciel coś kręci, to zdecydowanie lepiej ten zakup odpuścić - będą lepsze okazje.
Jedną z prostszych czynności sprawdzających wzmacniacz jest odkręcenie obudowy i sprawdzenie jak bardzo wzmacniacz jest zakurzony w środku. Czasami widać ślady rdzy - to nam mówi w jakich warunkach był przechowywany sprzęt.
Bardzo dobrze jest też zapoznać się z instrukcją użytkownika danego sprzętu.
Zdjęcia poglądowe:
![[Obrazek: EBS_1.jpg]](http://basscity.eu/Markus/EBS_1.jpg)
Próba wylutowania gniazdka zasilającego (3 końcówki lutownicze) - przekroczyło to możliwości osoby wykonującej to zadanie.
![[Obrazek: EBS_2.jpg]](http://basscity.eu/Markus/EBS_2.jpg)
Skoro bezpiecznik się przepalił, to zewrzyjmy go drutem. Uwaga: tego nie wolno robić - spali się coś innego (tak właśnie tu było).
Przy okazji widać, że transformator (9 końcówek lutowniczych) był wylutowywany i jeden punkt "wyparował".
![[Obrazek: SVT3Pro.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVT3Pro.jpg)
SVT3Pro - były wymieniane oporniki w końcówce - końcówka była spalona.
![[Obrazek: SVT4Pro.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVT4Pro.jpg)
SVT4Pro - były wymieniane oporniki w końcówce - końcówka była spalona.
![[Obrazek: SVTIIIPro_1.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_1.jpg)
Rdza na obudowie - wzmacniacz nie miał łatwego życia. Na kondensatorze widać przybliżoną datę produkcji sprzętu.
![[Obrazek: SVTIIIPro_2.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_2.jpg)
Ślady ognia ma elementach, przypalona płytka, tranzystor wstawiony ze skrzyżowanymi wyprowadzeniami - oj, działo się.
![[Obrazek: SVTIIIPro_3.jpg]](http://basscity.eu/Markus/SVTIIIPro_3.jpg)
Najlepsze zostawiłem na koniec. Metoda wyrywania punktów lutowniczych razem ze ścieżkami i "drutowanie" ścieżek. Wielu "fachowców" w ten sposób właśnie naprawia sprzęt.
Marek