10-28-2013, 09:30 AM
(10-27-2013, 07:31 PM)mazdah napisał(a): Nowe meksyki naprawdę grają, zwłaszcza seria Classic czy RoadWorn.
Z której serii jest sygnatura Watersa? Bo ostatnio ograłem i banan mi z ryja nie schodził. Bardzo fajny bas.
(10-27-2013, 07:31 PM)mazdah napisał(a): Ciężko powiedzieć jak utrzymają swoją wartość, ale jestem raczej optymistą w tej kwestii, skoro obecnie wszyscy się podniecają biednie wykonanymi z najtańszych wówczas materiałów japońskimi, nieudolnymi, niskobudżetowymi kopiami, na które 20 lat temu nikt nie chciał spojrzeć, chyba że pod kątem przybicia ich do ściany![]()
Nie zgodzę się. Już na początku lat 80. japońskie wiosła były bardzo uważane - aczkolwiek wtedy ludzie skłaniali się ku nowocześniejszym konstrukcjom. Ibanezy Musician, Arie z serii SB i Yamahy BB (która, abstrahując od wersji NTB, miała dość tradycyjną, fenderowską budowę) były wszędzie i ludzie je uwielbiali. Poza tym zachęcam, byś przy najbliższej okazji (mam nadzieję, że taka będzie) wziął w łapy mojego taniutkiego Ibaneza Roadstara fretlessa. Paru forumisiów już wzięło. Spytaj o wrażenia - powiedzą Ci.
(10-27-2013, 07:58 PM)mazdah napisał(a): Żeby nie było że wyrażam się negatywnie i jestem uprzedzony do japońskich wioseł (a jestem
Przytoczyłem jedynie fakty. Kolejnym faktem jest to, że przy nakładzie pracy Mateusza te wiosła zaczynają naprawdę grać, co potwierdzi każdy właściciel. Cena instrumentów jest taka, jaką gotowi są ludzie zapłacić. (...) Lata 80 to rozkwit japońskiej myśli lutniczej (a raczej rzemiosła niż myśli) i akurat w tej kwestii moim zdaniem do dziś nie mają sobie równych (Korea szybko się uczy i dogania). Ale Ibanez Blazer czy Roadstar to były budżetowe wiosła dla początkujących - mało popularne nawet w Japonii. To, że upodobał je sobie Phil Lynott świadczy o tym że były niezłe. Zresztą sam miałem Blazera i uważam, że był świetny jak za cenę 1200zł którą za niego dałem.
Ale Allan Woody grał także na chińskim Eipiphonie EB-3, więc nie wiem czy to jakiś wyznacznik zajebistości chińskich Epiphonów.
Fakty są takie, że to różnica brzmieniowa między np. Greco a równoletnim Fenderem oczywiście jest, natomiast jest dużo mniejsza, niż różnica w cenie. A jeśli porównasz tego Greco z nowym Fenderem prosto z półki, różnica też będzie, tylko zazwyczaj na korzyść Greco.
Mówiąc inaczej - wydając 7-8k na świetny egzemplarz 30-letniego Fendera, wydajesz te pieniądze bardzo dobrze i kupujesz bas, na którym (rzecz jasna po odrobinie lutniczej troski) nie będzie wstydu zagrać w jakimkolwiek studiu na świecie. Jednak wydając 2-2,5k na dopieszczonego i ustawionego Greco, Arię czy Fernandesa nie kupujesz basu, który jest 3-4 razy gorszy. Oczywiście nie będzie tak genialny jak oryginał (zakładając, że porównujemy z DOBRYM egzemplarzem Fendera, a kontrola jakości nigdy nie była ich mocnym punktem), ale nadal będzie to cholernie uczciwe wiosło, z którym można bez strachu ładować się do studia.