12-18-2013, 04:40 PM
(12-18-2013, 03:57 PM)groza napisał(a): Wszyscy wokaliści rockowi to IMO tacy tylko trochę lepsi gitarzyści. Jak nie mają pomysłów na teksty (a mało kto ma - dlatego Mogielnicki zarabia tyle ile zarabia to zaczyna się nieśmiertelna rzeźba w gównie na temat:
- jest źle na świecie i jebać system
- jestem smutny bo jestem smutny
- jest ciemno, zimno i daleko do domu i mam dziurawego kalosza
koniecznie do tego podmiot liryczny musi gdzieś biec (najlepiej nie wiedząc gdzie), tonąć, upadać, spadać, przepadać, zanikać (koniecznie w niebycie), zatracać się.
A potem jak wredny basista zapyta "ej, a o czym konkretnie jest ten tekst?" to pada nieśmiertelne "o życiu". To dosyć częste jest, że ludziom się wydaje, że tekst musi być WAŻNY i PRAWDZIWY i jedyne co jest WAŻNE i PRAWDZIWE to jakieś bardziej lub mniej wyimaginowane cierpienie i ogólna chujnia.
Rekord który sam usłyszałem i z realizatorem stwierdzilismy "mhm, no tak. choć tu na chwilkę" brzmiał, uwaga:
"niech wszystko trafi szlag, niech zemrze pośród zgniłych resztek mego ja"
Etos artysty-męczennika ma dosyć głębokie korzenie, niestety nie każdy ma w paszporcie "nick cave" napisane...
To dlatego rock mi zbrzydł w 95%. Gdzie te teksty pokroju Paradise City? :<